Postautor: Prometeusz » 2 marca 2018, o 15:22
Na całym forum są już rozsiane informacje na ten temat. Znalazłem kilka wypowiedzi Sidda (administratora i założyciela tego forum), które mogą tu pasować:
Rozwój duchowy związany jest ze świadomością człowieka. Świadomość jest czymś poza religiami, systemami czy ścieżkami duchowymi. Ewolucja umysłu/świadomości prowadzi w pewnym momencie do przekroczenia ego - czyli zauważenia, że nie ma czegoś takiego jak "Ja". Jedni zwą to pustką, inni zjednoczeniem z bogiem itp.
Niezależnie od systemu dochodzi się do podobnych stwierdzeń. Dlatego też mistycy z różnych tradycji są ze sobą zgodni (tylko używają innych słów). Na tym "poziomie" mistrz zen nie różni się od jogina, mistyka chrześcijańskiego czy buddy.
Człowiek nie posiadający wglądu, słuchając mistrzów, tworzy w głowie niesamowite historie i iluzje. Mistrz mówi: "nie ma ograniczeń", uczeń interpretuje: "Ja mogę być nieśmiertelny, lewitować, teleportować się. Tylko jeszcze nie umiem - ale będę do tego dążył!". Traktuje wszystko osobowo, najczęściej w odniesieniu do własnego Ja. Rozpatruje istnienie pod kątem wyborów JA - skoro coś się dzieje to KTOŚ/COŚ musi to wybrać.
Mistyk nie mówi "JA wybrałem". Nie mówi też "coś za MNIE wybrało". Nie ma tam w ogóle pojęcia JA. Nie ma "Moja rzeczywistość", "Moja choroba", "Moja śmierć", "Moje szczęście", "Moja miłość"... To jest zasadnicza różnica, która zmienia wszystko.
Kto lub co dokonuje więc wyboru? Jak dla mnie to wszechświat/energia/bóg, który sam w sobie jest ruchem przyczynowo-skutkowym. I nie tyle "dokonuje wyboru" co po prostu przejawia się w różnych formach.
Stworzenie pojęcia JA wiąże się ze stworzeniem obrazu mentalnego w umyśle. Obraz ten jest po prostu wyobrażeniem o sobie (swoim ciele, upodobaniach, cechach). To jest zależne od rozwoju umysłu, pojawia się gdzieś między 2-7 rokiem życia. Krzyk, płacz jest genetycznie uwarunkowanym systemem odruchów i reakcji. Te reakcje dzieją się automatycznie, tak jak oddech, bicie serca czy inne reakcje np.: układu nerwowego. Całe ciało działa, żyje, czuje, reaguje, jednak w umyśle nie pojawia się refleksja "Ja". Dlatego do pewnego etapu ego nie istnieje. Po prostu umysł go jeszcze nie stworzył (nie jest na tyle rozwinięty by go stworzyć).
Wydaje się, że jedzenie sprawia ludziom radość. Najedzony = zadowolony. Taka mała biologiczna nagroda. Na pewno jest to jakaś składowa powszechnie rozumianego szczęścia. Generalnie ego by było bardzo szczęśliwe mając kontrolę nad ciałem i materią. Tylko pytanie czy o to w tym wszystkim chodzi?
Co do doświadczania pełni... doświadczamy pełni do momentu, w którym uwierzymy, że jednak nie doświadczamy.
Nurt ezoterycznej duchowości (niech będzie New Age) głosi, że rozwój duchowy powoduje polepszenie warunków życia, ze zdrowiem na czele. Jest to po części prawda, żyjąc wg. zdrowych zasad można podnieść jakość życia, polepszyć samopoczucie itp. Jednak są pewne indywidualne i materialne limity. Tak jak oświecenie nie sprawi, że człowiek będzie w stanie pobiec szybciej od Usain`a Bolta, stanie się nieśmiertelny, odrośnie mu kończyna czy przekroczy pewne genetyczne choroby.
Takie przekonanie "mogę wszystko, jak tylko się oświecę" wzięło się właśnie z błędnie interpretowanych słów mistrzów (gdzieś tam wyżej wspomniałem). Są to wyobrażenia o wszechwiedzy, niewyobrażalnej mocy, nieśmiertelności, dosłownej boskości, w których więcej jest ego niż faktycznego zrozumienia. A niewygodne pytania typu: dlaczego Budda umarł, Osho został otruty, Jezusa zabili, Maharishi miał raka - są tłumaczone często niespójnymi odpowiedziami.
Choroba ciała jest częścią transformacji energii, wynikiem przyczynowo-skutkowego ruchu, na który wpływają najróżniejsze czynniki, zdarzenia i uwarunkowania (np. społeczne, kulturowe, genetyczne). Można te czynniki zmieniać jednak do pewnego stopnia, często wystarczająco by żyć zdrowo i długo. I jeśli to jest postawiony przez człowieka warunek szczęścia - to będzie warunkowo szczęśliwy.
Jeśli dziecko urodzi się chore, to czy eliminuje to jego szansę na prawdziwe szczęście?
Szczęście nie ma takich warunków.
W szczęśliwości chodzi o co innego. W momencie kiedy świadomość wyjdzie ponad umysł, przestanie się utożsamiać z obrazem Ja. Zobaczy, że jest wszystkim, jednością, nie ma pojęcia oddzielenia, śmierci, choroby, jakiegokolwiek ograniczenia. Jest to realna wewnętrzna wolność, niezależna od warunków zewnętrznych. I jeśli nawet ruch przyczynowo skutkowy sprawi, że to ciało umrze (prędzej czy później), nie ma to znaczenia - dla świadomości ponad umysłem ciało nigdy się nie narodziło, nigdy nie umarło. "Prawdziwy Ty" to wszechistnienie. Karma i błędne przekonania to też ruch przyczynowo-skutkowy. Czynników wpływających na aktualny stan jest dużo więcej.
Dla umysłu stan urzeczywistnienia wydaje się bardziej atrakcyjny niż stan przebudzenia. Tylko kiedy doznaje przebudzenia nie potrzebuje urzeczywistnienia. Krople tworzą własne morze (subiektywnie postrzegana rzeczywistość), dlatego czują się oddzielone, dlatego też doświadczają życia (cierpią, cieszą się). Nie ma w tym nic złego.
Ego nie jest złe. Jest naturalnym etapem ewolucji umysłu. Umysł sam w sobie jest twórczy, dlatego potrafi stworzyć zarówno struktury ego jak i wszystkie warunki szczęścia/cierpienia. Ego jest częścią istnienia i jest równie dobre co wszystko inne. Człowiek może nazwać ego złym tylko w momencie, kiedy widzi w nim przyczynę cierpienia i cierpienie uznaje za stan niepożądany(zły). Jeśli cierpienie jest ok, ego też będzie ok.
Ok, czas na eksperyment. Uniwersalny i dla wszystkich, którzy to czytają.
Usiądź wygodnie, weź kilka głębokich oddechów, skieruj uwagę na ciało, poczuj je od wewnątrz. Jak umysł już trochę zwolni, zadaj pytanie "Jaka będzie pierwsza myśl, która się pojawi w umyśle?" - i obserwuj uważnie...
Koniec eksperymentu. Czas na pytania końcowe. Czy w tej krótkiej (może długiej) chwili ciszy było "urzeczywistnienie", "przebudzenie", "cierpienie", "radość", "ego", "dusza", "życie", "śmierć", "oświecenie", "cycki", "Goździkowa", "Swami Rama" czy cokolwiek innego? Jeśli raz ich "nie ma", raz "są", to czy nie stanowią rzeczy nietrwałych (iluzji)?
Oczywiście pojawią się odpowiedzi typu: przecież te rzeczy są ciągle, tylko Ja nie zwracam na nie uwagi. Kiedy o czymś nie myślę, nie znaczy, że to znika. Kiedy jednak pojawiła się ta koncepcja, że co "jest" lub "znika"? W stanie ciszy czy w stanie rozmyślania/tworzenia projekcji?
Każdy ma swój matrix.
A ja powiem, że to też tworzenie projekcji, że myślimy, że jakaś myśl jest projekcją
Dokładnie tak
Projekcja też jest do czegoś potrzebna, np po to żeby móc zrealizować jakąś myśl to najpierw trzeba ją wymyślić.
Dokładnie tak
Bez projekcji nic by nie istniało i nikt by się nie przebudził bo niby z czego
Dokładnie tak
A tutaj jest coś co kiedyś dodałem do tego:
Rozpoznanie iluzji ja nie daje wszechwiedzy i wszechmocy, ale uwalnia od wątpliwości - choć paradoksalnie wątpienie i niewiara stają się drogą.
Joga i medytacje, to po prostu ćwiczenia, poprawiające zdrowie i wyostrzające umysł. Nie prowadzą absolutnie do niczego po za rozwojem samych siebie, plus właśnie różne efekty uboczne w postaci np. lepszego samopoczucia, a czasem halucynacji.
Lewitacje, karma, teleportacje, niejedzenie - kto to widział? kto tego doświadczył? Niektórzy są tak mocno do tego przekonani, ale nigdy nie mieli z tym styczności. Są Guru którzy to udają jak np. Sai Baba - w nowoczesnym świecie na takich ludzi mówi sie "iluzjoniści" i "mentaliści". Prawdziwi duchowi przywódcy jak np. Budda nigdy o czymś takim nie mówili, to po prostu historie dopisane później przez ludzi zajmujących się "świętym biznesem".
Widzę Sidd stara się o tym mówić w dyplomatyczny sposób. Dla mnie nie ma znaczenia w jaki sposób się o tym mówi i czy w ogóle się o tym mówi, bo albo się człowiek sam ocknie, albo się będzie łudzić. Porównanie do Matrixa jest świetne.
Jeśli wie się o czym mówię, to tłumaczyć tego nie trzeba, jeśli nie wie, to może lepiej, (ta) zabawa trwa dalej.
Mogę tylko dodać, że to nie jest jakaś wiedza tajemna. Nie jest to też wiedza intelektualna, chociaż mogą ze sobą korelować w jakiś sposób. A jeśli mówię o przywódcach duchowych - to są to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, nic niezwykłego w nich nie ma, po za tym, że ogarnęli temat i byli na tyle charyzmatyczni, by przedstawić go światu.
W dyskusje o supermocach nie będę wchodził. Trzeba mi udowodnić, że coś takiego jest, ja nie będę, że czegoś takiego nie ma.
Bardziej bym namieszał jakbym próbował teraz tłumaczyć coś co nie wymaga tłumaczenia.
Naprawdę nie widzę potrzeby, aby moje słowa były przez kogokolwiek zrozumiane. To tylko impuls jak wszystkie inne impulsy. Każdy ma i będzie miał swój Matrix.