Full Moonwreszcie wyjaśniłeś zrozumiale o co Ci chodzi. Czemu nie można było tak od razu?
No, ale pewne rzeczy i tak pozostają bez mojej zgody.
Full Moon pisze:Relaksacja i wynikająca z niej energia poznawcza (fale alpha, koherencja i te sprawy) nie stoją na drodze podchodzenie do świata w sposób realistyczny.
2 rzeczy: mówiliśmy o optymizmie, a nie o relaksacji. Relaksować można się umieć bez względu na jakość faktów i jest to jeden z wielu naturalnych stanów w jakim zdrowy człowiek co jakiś czas się znajduje. Jeśli podchodzisz do sprawy optymistycznie, to nie rozkminiasz faktów, tylko wymyślasz wersję, która byłaby fajna. Myślę, że tym kierowali się ludzie, którzy wymyślili Boga i religię, ale z tego rozszczepienia na dobro i zło wynika też podział na optymizm i pesymizm, który moim zdaniem jest bezsensowny.
Poza tym wzrost dopaminy bodajże w hipokampie (nieważne) powoduje widzenie fałszywych modeli, schematów, których nie ma. Po prostu
bardziej optymistycznie podeszli do wersji świata, którą tworzą w swojej głowie. Kiedy mamy ten wyższy poziom dopaminy, to właśnie wtedy możemy dostrzegać nieistniejące powiązania przyczynowo skutkowe, w momencie kiedy przypadkowa korelacja czegoś składa się w jakiś sposób. Każdy z nas ulega temu złudzeniu od czasu do czasu.
Full Moon pisze: Skrajny sceptycyzm jest, a w zasadzie ukryty pesymizm jest czymś blokującym dla uczenia się, czyli czymś nieodpowiednim co do omawianego celu.
Między optymizmem, a pesymizmem (oba są skrajnościami, które przeszkadzają w myśleniu) jest jeszcze coś takiego jak myślenie na pierwszym miejscu dążące do prawdy. I jeśli fakty negują moje pragnienia i szeroko pojęte wnętrze, to źle dla tego wnętrza, a nie dla prawdy. I wtedy wnętrze należy zmodyfikować aby dostosować je do prawdy i jednocześnie móc czerpać przyjemność.
Full Moon pisze:Medytacja i ćwiczenia mindfulness prowadzić może do uczciwości intelektualnej, jeśli nie wiąże się z żadnym praniem mózgu, a nastawiona jest na weryfikacje i wdrożenie zdrowym wzorców myślowych.
Tak, ale nie jest to do tego niezbędne i niekoniecznie muszą do tego prowadzić.
A optymizm poznawczy to moim zdaniem częściowo błędne założenie. Owszem, wiele rzeczy możemy zgłębić, ale nie wszystkie i nie każda sprawa musi mieć rozwiązanie. To wynika z racjonalistycznego podejścia. I co do tego optymizmu poznawczego, to moim zdaniem jest to skomplikowany temat filozoficzny.
Full Moon pisze:Czy mamy nie planować? Nie, lecz reagowanie na plan, który z założenia ma nie wyjść jest głupotą.
Tu poczyniłeś pewne założenia i one się nie zgadzają akurat z faktami (w tym przypadku).
Problem wygląda tak:
1. Mam pragnienie miłości z kobietą. Jeśli będę zawsze sam to będę nieszczęśliwy niezależnie od wszystkiego innego co się wydarzy.
2. Mam upodobania seksualne uniemożliwiające miłość i tak de facto sprowadzające kobietę do roli obiektu seksualnego.
To jest wewnętrzny konflikt uniemożliwiający mi planowanie czegokolwiek, bo po co jeśli to nie ma sensu, bo i tak będę nieszczęśliwy? Jeśli ktoś pije jedno piwo dziennie, to jeśli będzie pił o jedno mniej, to będzie to zmiana o 100%, a jeżeli ktoś pije 10 dziennie, to jedno piwo mniej praktycznie nie robi różnicy.
Full Moon pisze: Trzeba wrócić do tu i teraz i realizować inne plany
Czyli nie mogę nic zrobić z tym, że wypijam 9 piw, więc to zostawiam i wracam tu i teraz żeby móc planować jak to zrobić żeby nie pić 1 piwa. Po co?
Full Moon pisze:Po co mamy to robić? Nie ma na to odpowiedzi metafizycznej. Robimy bo tak jest lepiej
Lepiej pić 9 piw niż 10. No niby tak, ale... jest jeszcze coś takiego jak różne wartości na tej skali i albo się coś szerzej opłaca, albo nie. Jeśli będę cierpiał to co za różnica czy będę miał willę czy dom z dziurą na odchody gdzieś na śmierdzącym odludziu? Co innego gdyby był wybór między dobrem, a złem. A tu jest wybór między złem, a złem i tylko różni się to skalą, więc naturalnym jest, że szukam rozwiązania tego problemu. I to rozwiązanie musi dotyczyć:
1. Pogodzenia się z samotnością, ewentualnie tym, że będę sobie chodził do burdelu, albo poznawał dziewczyny na jedną noc (hmm smutne, wolałbym już zrezygnować z seksu w takiej sytuacji).
2. Zmiana złych upodobań na takie, które umożliwiają miłość.
No bo ja cały czas wierzę, że można jakoś sprawić, żeby nie pić tych 9 piw i nie przyjmuję do wiadomości, że się nie da lub nie wiadomo jak to zrobić.
Full Moon pisze: A jeśli ktoś sobie wkręcił, że tak nie jest, to tak jakby stwierdził, że wypróżniania się jest bez sensu i próbował przestać to robić. Powodzenia w takiej praktyce.
Ta analogia jest nietrafiona. Wydalanie samo w sobie faktycznie jest bezsensowne i gdybyśmy przyszli na świat tylko po to żeby wydalać to słusznie zadałbym pytanie po co to robić. Jednak to służy przetrwaniu, więc ma sens. A czy przetrwanie ma sens? Tak, jeśli będzie ono sprzyjało przewadze radości nad cierpieniem. Oczywiście może wyjść tak, że cierpienia będzie więcej, ale człowiek będzie czuł subiektywnie sens - o to właśnie poczucie w tym wszystkim chodzi.
Full Moon pisze: Czyli przyjęcie, że żyje się najgorszym życiem, bo jego interpretacja opiera się na abstrakcyjnym założeniu o swojej fatalnej seksualności, to z nauką nie ma nic wspólnego, choć można mieć silne przekonanie, że to właśnie naukowe twierdzenia blokują zdrowe życie
Ale akurat w moim przypadku nauka i wiedza spowodowały cierpienie z powodu złej seksualności. Ten dysonans będzie tu już cały czas dopóki:
1. Nie pogodzę się z samotnością
2. Nie zmienię złych upodobań na prawidłowe
Full Moon pisze:Co do miłości romantycznej, to chodziło mi o to, że kto urodził się w tamtych czasach to nawet by nie wpadł na tworzenie sobie tragedii miłosnej, tylko normalnie układał życie. Dzisiaj mamy bardziej rozbudowany świat, który sprzedaje nam wizje romantyczną, którą można sobie wmówić, że ma sens. Lecz obiektywnego sensu to nie ma.
Na tej zasadzie to, że masz w domu kibel nie ma sensu. Przecież można srać w krzaki? Można. To w czym miałbyś problem gdyby np uchodźcy opanowali nasz kraj, uwięzili Cię i nakazali srać w krzaki i zablokowali dostęp do kibla?
Sztuczny problem, iluzja. A jakby Ci ukradli samochód? Iluzja, bo przecież dawniej nie istniały samochody i ludzie nie mieli takiego problemu.
Obiektywnego sensu to nic nie ma - życie jako takie też. Z tego punktu widzenia samobójstwo też jest dobrym rozwiązaniem, bo przecież X lat temu nie miałem w ogóle życia i też nie było tego problemu, a kiedyś i tak umrę, więc nie można mówić o zadaniu sobie śmierci, tylko o przyspieszeniu naturalnego procesu
No, ale zakładam, że mam żyć - tu jest pierwsze założenie jakie muszę poczynić. Drugim jest takie, że mam mieć szansę na to żeby mieć więcej radości niż smutków lub żeby to się po prostu równoważyło. I sam mam zwiększać prawdopodobieństwo szczęścia. No i tutaj już ten problem bardzo przeszkadza i uniemożliwia normalne życie. A miłość romantyczna? Już walić ten romantyzm, ale po prostu mówmy o miłości, o tym co łączy dwie osoby i jest najpiękniejszym co może się wydarzyć (ewentualnie trip narkotykowy może być dla kogoś piękniejszy, ale to się w ogóle nie opłaca, a też nie jest naturą człowieka, więc można bez tego żyć). Miłość jest naturą człowieka i każdy dąży do bliskości z drugą osobą (przeważnie płci przeciwnej) i chce z tą osobą tworzyć parę i dzielić życie. Wraz z ewolucją rozumu zmieniają się formy postrzegania miłości i dlatego kiedyś ludzie po prostu się dymali, a potem powstał romantyzm. Teraz to ewoluuje w jeszcze inną stronę i etykietka jest nieważna. Chodzi o uczucie, któremu towarzyszy chęć dobra dla tej osoby, wspólne dbanie o jej zdrowie, rozwój, emocje. Druga osoba oddaje coś podobnego i wtedy można mówić o dobrej relacji.
Skoro mój przykład do Ciebie nie przemawia to zamiast kobiet chorych na nadwagę wstaw kobiety chore na alkoholizm. Podobne mechanizmy, tylko trochę inna skala. Nadal nie widziałbyś problemu i byłaby to iluzja?
Full Moon pisze:Konflikt jest na tej samej zasadzie jak to, że można wmówić sobie, że że po śmierci dostanie się 52 piękne dziewice do ruchania
Analogia nie jest trafna, bo ja nie wierzę w nic w tym stylu. Mówię o miłości, która nie jest kwestią wiary w to co będzie po śmierci, tylko jest kwestią obserwacji zjawiska u innych ludzi. Jest to moje jedyne pragnienie i tak się składa, że odrzuciłem to co społeczeństwo ode mnie wymaga i zostało to co naprawdę chcę. I to jest właśnie pragnienie miłości z określonym typem kobiety i niestety jest to wręcz w moim przypadku pragnienie na przekór temu co mówi społeczeństwo na temat takich kobiet. Pragnienie miłości jest naturalne - przynajmniej wg fachowców. Kultura tylko odzwierciedla w tej kwestii naturę.
Miłość istnieje. Gdyby nie istniała, a mam takie pragnienie,
to tym gorzej. Trzeba by wtedy dotrzeć do źródła pragnienia i je usunąć, czyli pkt 1 - pogodzenie się z samotnością.
A te upodobania niezależnie od tego są problemem, ale to jeszcze inna kwestia, mniej ważna.
Twój punkt widzenia jest bardzo ciekawy, ale niestety popełniasz tutaj błędne moim zdaniem założenie, że miłość nie istnieje, lub spłycasz ją jedynie do seksu, ewentualnie też "chemii" przy zakochaniu.