Zła część mnie
Zła część mnie
Witam.
Poniewż przegladanie i uczestniczenie w tym forum pomogło mi w rozwiązaniu kilku moich problemów, postanowiłem zapytać o radę w sprawie nastepnego, który się w moim życiu pojawił i nie wiem co z nim zrobić. Od razu zaznaczam, że ten post jest najbardziej osobistą wypowiedzią na jaką kiedykolwiek się zdobyłem.
Mój tata jest alkoholikiem. Kiedy wypije jest bardzo agresywny. Z tego powodu kiedy byłem dzieckiem mama musiała ze mną uciekać z domu. Dość szybko przeprowadziliśmy się na jedno z zadupi w moim mieście, gdzie większość sąsiadów było także alkoholikami i wykolejeńcami. Tam byłem "nausznym" świadkiem, jak sasiadka zza sciany zadźgała męża nożem. Dlatego wyprowadziliśmy się stamtąd do rodziców mamy i odtąd byłem wychowywany głównie przez nich. Niestaty przez demencję babci powstały u niej zmiany w psychice, które podpowiadały jej, że musi jakoś zemścić się na moim tacie za krzywdzenie jej córki. Ponieważ taty nie było w pobliżu, przenosiła swoją zemstę na mnie (nieustanne aluzje dotyczace spożywania przeze mnie ostrych potraw - bo skoro je lubię to też będę pił; wyrzucanie z domu, zastraszanie, groźby, wypominanie że jestem u niej gościem i zawsze może mnie wywalic na ulicę, niszczenie moich rysunków - było to bardzo bolesne, ponieważ mam wrodzony talent plastyczny i czesto zdarzało się, że moje prace wysyłane na jakieś konkursy były uznawane za prace osoby dorosłej; chowanie i niszczenie zabawek, wypominanie jaki jestem głupi beznadziejny i zły itp.) mama była ciagle w pracy, a jeśli dowiadywała się o podobnych zdarzeniach, zawsze przyjmowała wersje babci za prawdziwą, twierdziła że zmyślam, przesadzam.
Myslę że te wydarzenia ukształtowały we mnie chęć zabicia babci. Nie zrobiłem tego, choć naprawdę niewiele brakowało. Wiem jednak, że będąc nastolatkiem, a nawet teraz, mając troche ponad 20 lat, mógłbym zabić człowieka bez mrugniecia okiem. Z drugiej strony, od kiedy pojawiło się we mnie to coś, wkładałem bardzo dużo wysiłku, żeby to zniszczyć, co w dużym stopniu mi się udało, choć zapłaciłem za to bardzo wysoką cenę- izilowałem sie od znajowmych, zawaliłem szkołę, przestałem malować. W tym okresie potrafiłem w miare normalnie funkcjonować w społeczenstwie, jednak kiedy trylko byłem sam, ta negatywna energia związana z walką wewnetrzną objawiała sie drgawkami, tikami, strasznymi wizjami. Cierpiałem na bezsenność, stany lękowe i depresyjne.
Czasami jednak ten "potwór" pojawia sie we mnie (głównie w sytuacjach kryzysowych), potrafię wtedy przestraszyć samym spojrzeniem. na szczęście (lub nieszczęście) tą siłę która wtedy powstaje mogę "przekierować" na siebie, a ie na drugiego człowieka.
Ostatnio, eksplorując swoją psychikę podczas medytacji/przemyśleń, zobaczyłem tego potwora w swojej głowie. Siedzi tam i czeka na dogodny moment, żeby zacząć działać.
Nie wiem co z nim począć, bo jest w końcu częścią mojej osobowości. Wiem, że nie jest on mną, że jest on tylko sztuczną nakładką na mnie stworzoną przez zycie, które mnie spotkało. Ale jest w głowie i bardzo mi sie nie podoba
Proszę więc o jakąś wskazówkę, radę, co począc z tym fantem.
Poniewż przegladanie i uczestniczenie w tym forum pomogło mi w rozwiązaniu kilku moich problemów, postanowiłem zapytać o radę w sprawie nastepnego, który się w moim życiu pojawił i nie wiem co z nim zrobić. Od razu zaznaczam, że ten post jest najbardziej osobistą wypowiedzią na jaką kiedykolwiek się zdobyłem.
Mój tata jest alkoholikiem. Kiedy wypije jest bardzo agresywny. Z tego powodu kiedy byłem dzieckiem mama musiała ze mną uciekać z domu. Dość szybko przeprowadziliśmy się na jedno z zadupi w moim mieście, gdzie większość sąsiadów było także alkoholikami i wykolejeńcami. Tam byłem "nausznym" świadkiem, jak sasiadka zza sciany zadźgała męża nożem. Dlatego wyprowadziliśmy się stamtąd do rodziców mamy i odtąd byłem wychowywany głównie przez nich. Niestaty przez demencję babci powstały u niej zmiany w psychice, które podpowiadały jej, że musi jakoś zemścić się na moim tacie za krzywdzenie jej córki. Ponieważ taty nie było w pobliżu, przenosiła swoją zemstę na mnie (nieustanne aluzje dotyczace spożywania przeze mnie ostrych potraw - bo skoro je lubię to też będę pił; wyrzucanie z domu, zastraszanie, groźby, wypominanie że jestem u niej gościem i zawsze może mnie wywalic na ulicę, niszczenie moich rysunków - było to bardzo bolesne, ponieważ mam wrodzony talent plastyczny i czesto zdarzało się, że moje prace wysyłane na jakieś konkursy były uznawane za prace osoby dorosłej; chowanie i niszczenie zabawek, wypominanie jaki jestem głupi beznadziejny i zły itp.) mama była ciagle w pracy, a jeśli dowiadywała się o podobnych zdarzeniach, zawsze przyjmowała wersje babci za prawdziwą, twierdziła że zmyślam, przesadzam.
Myslę że te wydarzenia ukształtowały we mnie chęć zabicia babci. Nie zrobiłem tego, choć naprawdę niewiele brakowało. Wiem jednak, że będąc nastolatkiem, a nawet teraz, mając troche ponad 20 lat, mógłbym zabić człowieka bez mrugniecia okiem. Z drugiej strony, od kiedy pojawiło się we mnie to coś, wkładałem bardzo dużo wysiłku, żeby to zniszczyć, co w dużym stopniu mi się udało, choć zapłaciłem za to bardzo wysoką cenę- izilowałem sie od znajowmych, zawaliłem szkołę, przestałem malować. W tym okresie potrafiłem w miare normalnie funkcjonować w społeczenstwie, jednak kiedy trylko byłem sam, ta negatywna energia związana z walką wewnetrzną objawiała sie drgawkami, tikami, strasznymi wizjami. Cierpiałem na bezsenność, stany lękowe i depresyjne.
Czasami jednak ten "potwór" pojawia sie we mnie (głównie w sytuacjach kryzysowych), potrafię wtedy przestraszyć samym spojrzeniem. na szczęście (lub nieszczęście) tą siłę która wtedy powstaje mogę "przekierować" na siebie, a ie na drugiego człowieka.
Ostatnio, eksplorując swoją psychikę podczas medytacji/przemyśleń, zobaczyłem tego potwora w swojej głowie. Siedzi tam i czeka na dogodny moment, żeby zacząć działać.
Nie wiem co z nim począć, bo jest w końcu częścią mojej osobowości. Wiem, że nie jest on mną, że jest on tylko sztuczną nakładką na mnie stworzoną przez zycie, które mnie spotkało. Ale jest w głowie i bardzo mi sie nie podoba
Proszę więc o jakąś wskazówkę, radę, co począc z tym fantem.
Kocham Wieśka
- Prometeusz
- Posty: 1615
- Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
- Reputacja: 0
- Płeć: M
- Kontaktowanie:
: Zła część mnie
Witaj Rolmops!
Wiesz mam podobną sytuacje do twojej. Też dostrzegłem tą "gorszą" cześć mnie. Jest może ona może trochę inna, została w końcu inaczej ukształtowana.
Dużo nad tym myślałem, dużo próbowałem coś z tym zrobić.
Poznałem dużo ujęć tej sprawy. Ja wybrałem sobie jedną z dróg....
Nie którzy to roztrząsają, robią dokładna introspekcje by zbadać to... medytują nad tym, chodzą na terapie z myślą o tym, i setki różnych innych rzeczy. By to wyleczyć, naprawić, pozbyć się tego. Ja przyjąłem inną drogę...
Samo to że jestem świadomy tej części, że ona gdzieś tam jest, że może się ujawnić - mi wystarcza, nie walczę z tym. Staram się natomiast jak najbardziej wzmocnić tą pozytywną moją część.
Mimo wszystko myślę o sobie jako o dobrej osobie, konstruktywnej i ułożonej, na tym się skupiam. Zadaje sobie pytanie co zrobić by było lepiej, niż co zrobić by naprawić to co było złe. Różnica jest subtelna. Tylko przez rozwinięcie tej właściwej postawy i ciągłej pracy nad swoimi dobrymi stronami można coś zdziałać.
Twoja sytuacja wydaje się poważna. Lecz uważam, że walcząc z tym wszystkim o czym piszesz tylko to wyolbrzymisz i dodasz temu energii. Proponuję byś zostawił to z boku. Nie popadaj w skrajności tzn. nie mów sobie, że wszystko jest ok, po prostu to co cię męczy zostaw z boku, odpuść sobie, kiedy trzeba wybacz. Uśmiechnij się do siebie i powiedz: "z tą świadomością już teraz jestem wystarczająco dobry".
Ułóż plan, który pozwoli Ci się stać jeszcze lepszy i małymi kroczkami, ale stanowczo, wytrwale i zdecydowanie - "cokolwiek by się nie działo" realizuj go. Zmień sytuacje swoją rzetelną pracą. Właśnie... zapracuj na swoje przeznaczenie, które sobie wybierzesz. Zapewniam Cię choć musisz to przeżyć, żeby się o tym dowiedzieć, że to nie twoje marzenia, a praca by je zrealizować da Ci prawdziwą satysfakcje, która zasłoni wszystko inne.
Ogólnie życiem ludzkim kieruje ta sama zasada co wszechświatem. (A przynajmniej dobrze jest mieć takie przekonanie, uwierzyć w nie, prawdziwe czy nie prawdziwe - sprawdza się) Wszystko zdaje się być nietrwałe. Pojawia się i znika. Ma swoją energię, ale jeśli ona się wyczerpuje przestaje istnieć. Tak samo jest z rzeczami w naszej głowie, jeśli im nie dodajemy energii tylko je z dystansem obserwujemy to znikają same po pewnym czasie, trwają tylko te którym dodajemy energii. Istnieje ograniczona ilość energii w układzie nerwowym którą możemy użyć w jednym czasie, więc jeśli będziemy ją wkładać w pozytywne, myśli, działania, zachowania to właśnie te rzeczy będą wzmacniane i powielane, a te złe? Będą jeszcze czasem się pojawiać korzystając z własnej energii jaka im jeszcze została. Lecz jak będziemy je obserwować i pozwalać im odchodzić tak jak się pojawiły, stracą swoją moc, stracą swoje panowanie.
Twoja szczerość na tym forum, to pozytywne działanie. Wierzę w to że zaowocuje, poprawą... może już przyniosła Ci jakąś ulgę? To dobrze, że znalazłeś w sobie odwagę, by wystawić na zewnątrz to co skrywałeś w środku, a co cię mocno wiązało.
Przyszła pora byś spojrzał na ten obraz z przeszłość z bardzo wysokiej i dalekiej perspektywy. Odłóż to na półkę. Wyszukaj sytuacji w których zachowałeś się tak jak chciałeś się zachować, w których byłeś z siebie dumy, odszukaj ich jak najwięcej! Z tej perspektywy rusz w podróż do przyszłości. Z faktycznego miejsca gdzie się teraz znajdujesz. Nie oszukuj się, po prostu zaakceptuj to czego w tej chwili doświadczasz. Czy jest to pokój, dom, praca, nauka, ulica... niech wszystko to będzie jakie jest, zastanów się jednak co Ty zrobisz z tym.
Jeśli jestem w ciężkiej sytuacji myślę sobie: Mimo iż nie jest tak jak tego oczekiwałem, to zawsze jest jakaś pozytywna rzecz, którą w tej chwili mogę zrobić. I tym się kieruje!
Poddaj się przed tym co jest, ale pracuj na to co będzie! Odniesiesz sukces! Zawsze wierz w swoją dobrą stronę!
Powodzenia!!!
Wiesz mam podobną sytuacje do twojej. Też dostrzegłem tą "gorszą" cześć mnie. Jest może ona może trochę inna, została w końcu inaczej ukształtowana.
Dużo nad tym myślałem, dużo próbowałem coś z tym zrobić.
Poznałem dużo ujęć tej sprawy. Ja wybrałem sobie jedną z dróg....
Nie którzy to roztrząsają, robią dokładna introspekcje by zbadać to... medytują nad tym, chodzą na terapie z myślą o tym, i setki różnych innych rzeczy. By to wyleczyć, naprawić, pozbyć się tego. Ja przyjąłem inną drogę...
Samo to że jestem świadomy tej części, że ona gdzieś tam jest, że może się ujawnić - mi wystarcza, nie walczę z tym. Staram się natomiast jak najbardziej wzmocnić tą pozytywną moją część.
Mimo wszystko myślę o sobie jako o dobrej osobie, konstruktywnej i ułożonej, na tym się skupiam. Zadaje sobie pytanie co zrobić by było lepiej, niż co zrobić by naprawić to co było złe. Różnica jest subtelna. Tylko przez rozwinięcie tej właściwej postawy i ciągłej pracy nad swoimi dobrymi stronami można coś zdziałać.
Twoja sytuacja wydaje się poważna. Lecz uważam, że walcząc z tym wszystkim o czym piszesz tylko to wyolbrzymisz i dodasz temu energii. Proponuję byś zostawił to z boku. Nie popadaj w skrajności tzn. nie mów sobie, że wszystko jest ok, po prostu to co cię męczy zostaw z boku, odpuść sobie, kiedy trzeba wybacz. Uśmiechnij się do siebie i powiedz: "z tą świadomością już teraz jestem wystarczająco dobry".
Ułóż plan, który pozwoli Ci się stać jeszcze lepszy i małymi kroczkami, ale stanowczo, wytrwale i zdecydowanie - "cokolwiek by się nie działo" realizuj go. Zmień sytuacje swoją rzetelną pracą. Właśnie... zapracuj na swoje przeznaczenie, które sobie wybierzesz. Zapewniam Cię choć musisz to przeżyć, żeby się o tym dowiedzieć, że to nie twoje marzenia, a praca by je zrealizować da Ci prawdziwą satysfakcje, która zasłoni wszystko inne.
Ogólnie życiem ludzkim kieruje ta sama zasada co wszechświatem. (A przynajmniej dobrze jest mieć takie przekonanie, uwierzyć w nie, prawdziwe czy nie prawdziwe - sprawdza się) Wszystko zdaje się być nietrwałe. Pojawia się i znika. Ma swoją energię, ale jeśli ona się wyczerpuje przestaje istnieć. Tak samo jest z rzeczami w naszej głowie, jeśli im nie dodajemy energii tylko je z dystansem obserwujemy to znikają same po pewnym czasie, trwają tylko te którym dodajemy energii. Istnieje ograniczona ilość energii w układzie nerwowym którą możemy użyć w jednym czasie, więc jeśli będziemy ją wkładać w pozytywne, myśli, działania, zachowania to właśnie te rzeczy będą wzmacniane i powielane, a te złe? Będą jeszcze czasem się pojawiać korzystając z własnej energii jaka im jeszcze została. Lecz jak będziemy je obserwować i pozwalać im odchodzić tak jak się pojawiły, stracą swoją moc, stracą swoje panowanie.
Twoja szczerość na tym forum, to pozytywne działanie. Wierzę w to że zaowocuje, poprawą... może już przyniosła Ci jakąś ulgę? To dobrze, że znalazłeś w sobie odwagę, by wystawić na zewnątrz to co skrywałeś w środku, a co cię mocno wiązało.
Przyszła pora byś spojrzał na ten obraz z przeszłość z bardzo wysokiej i dalekiej perspektywy. Odłóż to na półkę. Wyszukaj sytuacji w których zachowałeś się tak jak chciałeś się zachować, w których byłeś z siebie dumy, odszukaj ich jak najwięcej! Z tej perspektywy rusz w podróż do przyszłości. Z faktycznego miejsca gdzie się teraz znajdujesz. Nie oszukuj się, po prostu zaakceptuj to czego w tej chwili doświadczasz. Czy jest to pokój, dom, praca, nauka, ulica... niech wszystko to będzie jakie jest, zastanów się jednak co Ty zrobisz z tym.
Jeśli jestem w ciężkiej sytuacji myślę sobie: Mimo iż nie jest tak jak tego oczekiwałem, to zawsze jest jakaś pozytywna rzecz, którą w tej chwili mogę zrobić. I tym się kieruje!
Poddaj się przed tym co jest, ale pracuj na to co będzie! Odniesiesz sukces! Zawsze wierz w swoją dobrą stronę!
Powodzenia!!!
Re: Zła część mnie
Dziekuję Ci Full Moonie za szybką i cenną odpowiedź.
Po jej przeczytniu ten potwór od razu zmalał
Po jej przeczytniu ten potwór od razu zmalał
Kocham Wieśka
Re: Zła część mnie
Albo może, skoro ten potwór jest częścią Ciebie w penym sensie, to może jakoś "pogódź" się z nim i czasami, gdy zajdzie taka potrzeba, pozwół mu dizałać ;) Albo zwizualizuj sobie, że go jakoś zabijasz, jakąś bronią, albo że odchodiz, i będziesz miał spokój ;]
Nie umrzesz za mnie, więc nie mów mi, jak mam żyć....
Re: Zła część mnie
Siemka
Chyba każdy ma w sobie taka strefę cienia do której zepchnęliśmy wszystko z czym jako dziecko po prostu sobie nie radziliśmy i co nas przerastało. Mój ojciec i dziadek byli alkoholikami, był taki okres że byłem bity, czasami do nieprzytomności. Nienawidziłem go długo i bałem się panicznie. Moje relacje z nim zawsze były tragiczne. Kiedyś przeczytałem gdzieś że rodząc się tutaj wybieramy ojca i matkę i to co się wydarza u nas w życiu. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić tego! Jak ja mogłem sobie wybrać takie życie i ojca który będzie mnie katował przez całe dzieciństwo.
Przyszedł taki czas, kiedy dokładnie pokazano mi ten moment wyboru życia tutaj, ojca i wiele się wyjaśniło i w sumie miało to sens i w obrębie całości było najlepszym wyborem dla mnie.
Ale wracając do strefy cienia, może się wydawać że tam żyją tylko same potwory, ja miałem taką cześć siebie która była w stanie zrobić wszystko by mnie zabić, ujawniała się w najmniej chcianych momentach słabości i w sumie była taką częścią mnie, która odgrywała ojca we mnie. Sabotowała wszelkie próby polepszenia czegokolwiek w moim życiu. Przyszedł taki dzień ze w końcu byłem na tyle silny wewnętrznie, że byłem w stanie się z nią skonfrontować na poziomie serca. To co było wcześniej oddzielone, stłumione i wyparte na powrót stało się częścią mnie. Stałem się pełniejszy. Wtedy też zrozumiałem, że ten zły w nas, to utracona część nas, jakiś fragment, lub powtarzające się w tym wypadku fragmenty które nawarstwiały się na siebie. Wtedy nie byłem w stanie przyjąć wszystkiego co niesie ze sobą doświadczenie, a każde doświadczenie jest tu skarbem. Zepchnąłem to do strefy cienia (poczekalni) gdzie czekało aż dorosnę wewnętrznie na tyle by spotkać się z tym na równych warunkach. Strefa cienia stała się takim skarbcem dla mnie w którym noszę zagubione części siebie, bardzo ważne i istotne części siebie, bez których nigdy nie będę pełnią chociaż czasami wydaja się najciemniejszymi istotami.
Ciekawym doświadczeniem było to, że w dzień mojej konfrontacji z ojcem we mnie i tym wszystkim co miałem w sobie z nim związane. Kiedy te emocje, bóle, rany ujrzały światło dzienne mojej świadomości i stały się poprzez prace z emocjami częścią mnie, to mój fizyczny ojciec zmienił do mnie całkowicie nastawienie. W jeden dzień z człowieka który dał mi limit na wyprowadzenie z domu, stał się kochającym ojcem który szanuje moje decyzje, ceni mnie i docenia. Nie poznawałem jego reakcji przez pół roku. Na początku nawet myślałem, ze go ktoś podmieniał, albo jakieś ufole go porwały i podmieniły na cos dziwnego. Jednak od tamtej pory jest miedzy nami super, minęło 12 lat i jest tak do teraz. Nie zdawałem sobie sprawy jak nasze wnętrze i to co w nim nosimy wpływa na cały świat w około nas, na nasze relacje ze wszystkim i wszystkimi...
Mówią, że jak mistrz jest gotowy to uczniowie sami się zjawiają…
Że jak ktoś jest gotowy przyjąć odpowiedź z swego wnętrza, to zaczyna zadawać właściwe pytania.
Myślę że tak samo jest z problemami, jak jesteśmy gotowi by pójść dalej to pojawiają się schody, które tylko maja nas wzmocnić w dalszej drodze, przygotować do niej.
Chyba każdy ma w sobie taka strefę cienia do której zepchnęliśmy wszystko z czym jako dziecko po prostu sobie nie radziliśmy i co nas przerastało. Mój ojciec i dziadek byli alkoholikami, był taki okres że byłem bity, czasami do nieprzytomności. Nienawidziłem go długo i bałem się panicznie. Moje relacje z nim zawsze były tragiczne. Kiedyś przeczytałem gdzieś że rodząc się tutaj wybieramy ojca i matkę i to co się wydarza u nas w życiu. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić tego! Jak ja mogłem sobie wybrać takie życie i ojca który będzie mnie katował przez całe dzieciństwo.
Przyszedł taki czas, kiedy dokładnie pokazano mi ten moment wyboru życia tutaj, ojca i wiele się wyjaśniło i w sumie miało to sens i w obrębie całości było najlepszym wyborem dla mnie.
Ale wracając do strefy cienia, może się wydawać że tam żyją tylko same potwory, ja miałem taką cześć siebie która była w stanie zrobić wszystko by mnie zabić, ujawniała się w najmniej chcianych momentach słabości i w sumie była taką częścią mnie, która odgrywała ojca we mnie. Sabotowała wszelkie próby polepszenia czegokolwiek w moim życiu. Przyszedł taki dzień ze w końcu byłem na tyle silny wewnętrznie, że byłem w stanie się z nią skonfrontować na poziomie serca. To co było wcześniej oddzielone, stłumione i wyparte na powrót stało się częścią mnie. Stałem się pełniejszy. Wtedy też zrozumiałem, że ten zły w nas, to utracona część nas, jakiś fragment, lub powtarzające się w tym wypadku fragmenty które nawarstwiały się na siebie. Wtedy nie byłem w stanie przyjąć wszystkiego co niesie ze sobą doświadczenie, a każde doświadczenie jest tu skarbem. Zepchnąłem to do strefy cienia (poczekalni) gdzie czekało aż dorosnę wewnętrznie na tyle by spotkać się z tym na równych warunkach. Strefa cienia stała się takim skarbcem dla mnie w którym noszę zagubione części siebie, bardzo ważne i istotne części siebie, bez których nigdy nie będę pełnią chociaż czasami wydaja się najciemniejszymi istotami.
Ciekawym doświadczeniem było to, że w dzień mojej konfrontacji z ojcem we mnie i tym wszystkim co miałem w sobie z nim związane. Kiedy te emocje, bóle, rany ujrzały światło dzienne mojej świadomości i stały się poprzez prace z emocjami częścią mnie, to mój fizyczny ojciec zmienił do mnie całkowicie nastawienie. W jeden dzień z człowieka który dał mi limit na wyprowadzenie z domu, stał się kochającym ojcem który szanuje moje decyzje, ceni mnie i docenia. Nie poznawałem jego reakcji przez pół roku. Na początku nawet myślałem, ze go ktoś podmieniał, albo jakieś ufole go porwały i podmieniły na cos dziwnego. Jednak od tamtej pory jest miedzy nami super, minęło 12 lat i jest tak do teraz. Nie zdawałem sobie sprawy jak nasze wnętrze i to co w nim nosimy wpływa na cały świat w około nas, na nasze relacje ze wszystkim i wszystkimi...
Mówią, że jak mistrz jest gotowy to uczniowie sami się zjawiają…
Że jak ktoś jest gotowy przyjąć odpowiedź z swego wnętrza, to zaczyna zadawać właściwe pytania.
Myślę że tak samo jest z problemami, jak jesteśmy gotowi by pójść dalej to pojawiają się schody, które tylko maja nas wzmocnić w dalszej drodze, przygotować do niej.
“Gdy pozwolicie powstać temu, co jest w was, wtedy to, co macie, uratuje was. Jeśli nie istnieje to, co jest w was, wtedy to, czego nie macie w sobie, uśmierci was”.
Re: Zła część mnie
Wszystko co ograniczone złe.
Wszystko co nieograniczone dobre.
Wszystko co nieograniczone dobre.
Re: Zła część mnie
Wszystko co ograniczone złe.
Wszystko co nieograniczone dobre.
Co zle to uczy, co dobre to tworzy...
All Right
http://all-right-creation.tumblr.com/
http://all-right-creation.tumblr.com/
- Tao-Universum
- Posty: 133
- Rejestracja: 16 marca 2010, o 10:52
- Reputacja: 0
Re: Zła część mnie
Jeżeli jak piszesz "ten potwór jest wewnątrz Ciebie" to chyba najlepiej bedzie pogodzic się z nim życ,ale nie pozwól aby przejął inicjatywe.
Jasność - 12 AntyCzakr
Ta książka przeznaczona jest dla niezwykłych czytelników - dla tych, którzy są w pełni odpowiedzialni za siebie i swoje życie, którzy przestali rozglądać się naokoło, szukając przyczyn swoich niepowodzeń.
www.Tao-Universum.pl
Ta książka przeznaczona jest dla niezwykłych czytelników - dla tych, którzy są w pełni odpowiedzialni za siebie i swoje życie, którzy przestali rozglądać się naokoło, szukając przyczyn swoich niepowodzeń.
www.Tao-Universum.pl
: Zła część mnie
warto by było tego potwora poznać, nie uwięzić w jakiejś klatce (bo zwierze w klatce jeszcze bardziej się rozjusza), a później moźe być naprawdę źle. Postaraj się poznać go a jednocześnie wzmocnić swoją dobrą część. Jeśli będzie silna to w momencie kryzysowym będziesz w stanie przezwyciężyć potwora.
Re: Zła część mnie
tak tak cool koniecznie musisz poznać tego potwora
hmmm ja też chętnie go poznam
a najlepiej stocz z nim walkę na śmierć i życie
walka anioła z demonem .....brzmi fantastycznie
niech zwycięży najsilniejszy
a ja mogę sędziować ..................................................
hmmm ja też chętnie go poznam
a najlepiej stocz z nim walkę na śmierć i życie
walka anioła z demonem .....brzmi fantastycznie
niech zwycięży najsilniejszy
a ja mogę sędziować ..................................................
NIE JESTEM NIKE ...
magia to umiejętne wykorzystanie siły umysłu - to zdolność czerpania mocy z własnego wnętrza ...
magia to umiejętne wykorzystanie siły umysłu - to zdolność czerpania mocy z własnego wnętrza ...
: Zła część mnie
spojrzałem i Chuck Liddell stał tyłem do ściany i nokautował każdego, kto próbował się do niego zbliżyć
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości