Mimowolny rozwój?

Pytania i Pomoc Duchowa - Masz jakikolwiek problem, napisz tu.
Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 15 marca 2009, o 23:35

Witam po przerwie.
Porzuciłam osobisty rozwój duchowy zapominając o prostych zasadach umilających życie wdając się w nieswoje walki i konflikty tu i na poziomie astralnym. Dlaczego tak- to nie istotne. Poznawałam stronę medalu, w której miłość jest na dalszym planie, albo nie ma jej wcale. To było pouczające, ale i ciężkie, a we mnie zrodziło się uprzedzenie do świata, ludzi i samej siebie. Młoda psychika nie wytrzymała.
Wyszłam jednak z tej astralnej pułapki – jak i dlaczego – tego się już chyba nigdy nie dowiem. Nie chciałam zmian, a mimo to postrzeganie świata, zasady i karmiczne więzi, to wszystko znikło w ciągu tygodni. Dalej jednak nie myślałam nad zmienieniem czegokolwiek, planowałam raczej ucieczkę niż godzenie się z życiem. Część mnie bardzo się tego bała, lecz mimo wszystko pojawiła się hm, radość? Radość i mimowolna akceptacja istnienia? To niemożliwe.
Szczęście wzrosło tak bardzo, że odbudowało moją poszarpaną energetykę, pojawiło się współczucie i zrozumienie, ale inne niż sprzed laty, na które pracowałam medytacjami.
Znajomy stwierdzi, że to tylko ‘chwilowa euforia’ wynikająca z rozwoju. Tą wersję zaakceptowałam i przyjęłam, wywołując tym samym wewnętrzny konflikt i ironiczny uśmiech.
Gdy doświadczyłam pewnego razu bólu i lęku zamiast w tym trwać coś mnie zmusiło do wyciszenia się. Oddzieliłam tym samym te uczucia od siebie obserwując je, a siebie napełniając współczuciem do nich i akceptacją, poczucie krzywdy wygasło.
To wszystko dzieje się jednak trochę na przymus, nie potrafię panować nad tym, a energia którą odczuwam wzrasta. Czasem ciężko mi normalnie funkcjonować i mi to przeszkadza. Do takich wibracji przyzwyczajona nie jestem i nie zgrało się to w czasie z rozwojem świadomości, a może się mylę.. Czasami nachodzi mnie na płacz i płaczę nie potrafiąc stwierdzić dlaczego i czy to ma wydźwięk negatywny, czy pozytywny. Pytam się siebie, dlaczego akurat teraz tego doświadczam, teraz po stwierdzeniu, że albo ucieknę, albo zapomnę o wszystkim co wychodzi poza normalne postrzeganie przeciętnego człeka? Ale zamiast odpowiedzi przychodzi coś jak tęsknota i podświadoma wiedza, której uchwycić myślami nie mogę. Gryzie się to wszystko z ciężkimi doświadczeniami, rezygnacją i dotychczasowym brakiem woli istnienia.
Teraz ilekroć chce coś ocenić i działać w starych znanych mi wzorcach – nie potrafię. Moje osobiste zdanie na różne tematy też zanika, równocześnie nie mając nic, czym mogłabym to zastąpić. Moje hm, ego? Moja podświadomość, boi się zmian, które nagle przyszły i stara się zachować co jej zostało, ale w głębi czuję, że protest nie pomoże.
Czy na pewno mamy 100% wpływ na siebie, my jako świadomość, którą się posługujemy na co dzień, czy część rzeczy jest z góry ustalonych, a może wszystko? Zawsze brałam pod uwagę jakiś tam wpływ nadświadomości... Ale jak może się samoistnie zmieniać świadomość kierując się na coś może i pozytywnego, ale coś, na co człowiek czuje się nie gotowym szukając ciągle schronienia w ignorancji i odpoczynku... Gdy przekroczy się pewien etap, nie ma odwrotu, to rozumiem, ale co ciągnie tak naprzód nie zwracając uwagi na moje wybory..
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

Sidd
Administrator
Posty: 587
Rejestracja: 13 czerwca 2006, o 08:23
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Mimowolny rozwój?

Postautor: Sidd » 18 marca 2009, o 10:35

ale co ciągnie tak naprzód nie zwracając uwagi na moje wybory..


Czym jest "Twoj wybor"? Czym jest to JA, ktore rzekomo wybiera? Moglbym powiedziec, ze to iluzja umyslu stworzona, by doswiadczyc pewnego ukladu energii (poczucia "Ja wybieram").

Przyroda dziala sama. Cialo dziala samo. Nieustanny taniec bezosobowej energii. W Bhagawadgicie wyroznione sa Guny, czyli sily przyrody, ktore nieustannie poruszaja tym swiatem. Dzialaja same.

To co obserwuje nie wybiera tylko obserwuje. :) Mysli dzieja sie same, a umysl mysli "Ja Mysle, Ja wybieram". Swiadomosc wszystko obserwuje/doswiadcza.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Prometeusz » 18 marca 2009, o 12:10

Dziękuję za twoją szczerą wypowiedź. Szczerość zbliza do siebie ludzi, a dobrze być blisko, gdy się jedzie na jednym wózku ;-).

Dużo rzeczy zrozumiałem, mimo to dalej trudno mi się pogodzić z zastanym stanem rzeczy. Dlatego rozumienie i przeżywanie położyłem na dwie różne półki.

W pewnej dyskusji z przyjacielem usłyszałem od niego takie słowa: "odkrywamy codziennie nowe prawdy, ale nie ważne jakby były wnikliwe - zapominamy je, jedyne co jest najbardziej cenne to spokój umysłu, który przy odrobinie wysiłku można utrzymać". To jest bardzo dobry przyjaciel :).

Podpisuje się pod tym o czym pisze AnandaNa. Nic nie muszę dodawać.

Trzymaj się :przytul i cokolwiek robisz, cokolwiek myślisz, czegokolwiek doswiadczasz walcz! Odnajdź w tej walce sens i spokój. Pamietaj, że zawsze znajdą się ludzie którzy Cię wysłuchają i pomogą dźwigać ciężar znaczeniowy, wesprą Cię na "duchu".

:* :kwiatek

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 18 marca 2009, o 17:13

Ja wiem, że coś tam działa samo. Ale bez przesady...
Dobra- czemu mnie ten brak wyborów tak boli i drażni...

Wiem, że człowiek jest wolną istotą z ogromnymi możliwościami, ale poddany w pewnym stopniu siłom, których nie może zdefiniować w trafny sposób. Pozwalałam, aby i one działały bez przeszkód i mi to nie przeszkadzało, póki się nie wymknęło spod kontroli.

Zaczęłam doświadczać tak przewrotnych zmian w swoim życiu.. szybkich i destrukcyjnych.. Siedziałam i patrzyłam jak przez moje poukładane przez lata wnętrze i systemy wartości przechodzi dosłownie tsunami zmiatając wszystko po drodze. Później doszły energie, których ruch czułam w sobie budząc się np. sparaliżowana w środku nocy, moje ciało płonęło, towarzyszyło temu uczucie jakby ktoś w tylnie czakry wbijał sztylety rozdzierając skórę, nie mogłam wydobyć z siebie głosu, a chciałam krzyczeć z bólu i wołać o pomoc.. zawsze w takich sytuacjach jestem przerażona i bezbronna... Takie bóle miałam też za dnia...
Nigdy nie zapomnę, gdy na spotkaniu z przyjaciółmi, poczułam jak coś przeszywa moje serce na wylot, przez kręgosłup przechodziła silna energia podnosząc się do góry, potem opadając. Wiłam się na łóżku w bolesnych konwulsjach przeszło godzinę... przestałam kojarzyć gdzie i z kim jestem wypominając tylko Bogu, że robi mi krzywdę. Nikt nic nie mógł zrobić, chcieli już dzwonić na pogotowie mimo iż wiedzieli, że lekarze mi w tym przypadku nie pomogą... Pierwszy raz wtedy byłam pewna, że umrę...

Zaczęłam chorować, nie jadłam tygodniami, nie spałam, chudłam i miałam ogromne problemy ze zdrowiem, a szczególnie bóle głowy. Po lekach czułam się jeszcze gorzej i nie mogłam się podnieść z łóżka. Robiłam badania – wszystko w normie! Wpadłam w depresję i odsuniętą od siebie chęć rozwoju tysiące razy wypowiadając słowa skargi... Nie zwariowałam chyba tylko przez to, że w najgorszych momentach nie wiem czy przewodnik duchowy mi pomagał, czy jaki pieron, ale coś mnie znieczulało w jakimś stopniu, a świadomość w końcu mi odpływała i obojętniała na to wszystko. Depresja się jednak pogłębiła, chciano mnie wysłać do psychologa, psychiatry, egzorcysty... A ile teorii się nasłuchałam na temat tych stanów...
To przez ataki astralnych istot, opętanie, choroby psychicznie, schizofrenie, karme... Widziałam w bliskich chęć pomocy, ale też strach i zrezygnowanie, po jakimś czasie nie musieli się jednak już przejmować, więzy z nimi pękły i zostałam sama...

W końcu się ktoś zjawił z pomocną dłonią, powiedział - to nie kara, nie jesteś zła, to spontaniczny rozwój i przebudowywanie starych wzorców na nowe. Jakie to wzniosłe -,- pfff, wprawdzie czułam to, ale przyznać nie chciałam.
Ile pięknych słów czytałam o rozwoju, zmianie życia na takie jakie się chce, o wyzwoleniu i spokoju wewnętrznym, medytacjach, miłości, pomocy i prawdzie. Ale gdy przyszło co do czego, to wcale tak pięknie nie było. Szok... jak mało wiem, jak mało my wszyscy wiemy o otaczającym nas istnieniu.. Całkiem straciłam wiarę, bo po co to wszystko?? Skoro energia potrafi być tak spontaniczna i w swoich działaniach wręcz brutalna, to po co kiedyś traciłam czas na medytacje i chwilowe uczucie wyższego stanu świadomości? Wszystko się wydaje teraz takie głupie i mało ważne. :/

Od jakiś paru miesięcy jest lepiej, depresja minęła i jestem zdrowsza. Z chwilą, gdy myślałam, że uciekłam i to koniec.. Gdy wydawało się, że udało mi się przekreślić siebie samą.. bo to co robiłam w czasie gdy próbowałam pozbyć się tych stanów i bólu jaki temu towarzyszył powinno przecież mnie zatrzymać, często podejmowałam się bowiem działań negatywnych, aby osiągnąć jeden cel...

Ale wtedy pojawiła się nowa, spokojniejsza energia, która mimo tego, że jest sama w sobie piękna i znacznie mnie uspokaja, to i tak cholernie się boję. Bo nadal nie mam kontroli i nie mogę tego powstrzymać. A ja chcę po prostu żeby to wszystko zwolniło i dało mi odpocząć... poczuć stagnację i zadowolone ego.... Moje prośby są jednak bezcelowe. Boję się bardzo przypływu kolejnych bolesnych zmian... Boję się ciągnięcia tej historii. Teraz jest wszystko ok, przyzwyczaję się do nowych wartości, poukładam w głowie swoje opinie i wątpliwości, a potem znowu zacznie się coś dziać, co wytrąci życie z równowagi i pokaże kolejne złudzenia jakimi się człowiek otacza na codzień... Nie ważne po co i dokąd mnie to zaprowadzi. W teorii to wiem, ale pomyśleć mi o tym głupio trochę, przestałam odczuwać potrzebę pogoni za tzw. ,,oświeceniem” i innymi ,,pierdołami”. To wszystko jest niepotrzebne, ja chce po prostu spokoju, szczególnie teraz, gdy ci, którzy mnie wspierali – odeszli, zajęli się sobą. :<

Ale się rozpisałam... Nie umiem streszczać :P W moim otoczeniu nie ma już nikogo komu mogłabym powierzyć swoje lęki i który nie odsyłałby mnie po wysłuchaniu do lekarza po leki na główkę. ;p

Dziękuję za Wasze wypowiedzi... Kiedyś chyba pogodzę się z tym wszystkim i zrezygnuję z ciągłego buntu. :roll: Póki co nie potrafię przełożyć sensu nad cierpienie, chociaż czuję, że na to czas, ale coś mnie jeszcze zatrzymuje przy chęci ucieczki. Przecież jestem jeszcze szczeniakiem i młode lata nie upływają mi na beztroskiej zabawie... :(

Masakra :-?
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Prometeusz » 22 marca 2009, o 12:21

Miło czytać, że jest z tobą co raz lepiej. Przeczytałem twój post dwa razy. Chciałem lepiej Cię zrozumieć. Mam nadzieje ze jakoś odnajdziesz się w zastanej rzeczywistości będę trzymał za Ciebie knykcie ^^. :aniol

Ja od kilku dni mam wysoką gorączkę. Proszę o chociaż jedną pozytywną afirmację w moją stronę, na pewno mi to pomoże. :)

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 22 marca 2009, o 23:17

Oj, chory jesteś? :-/ Szkoda, że nie mam na Ciebie lepszego ‘’namiaru’’ :-> Łap moje ‘’promyki’’( jak to ktoś ładnie nazwał...) ;-) Mam nadzieje, że się szybko polepszy. :) :przytul

Full Moon, Full Moon... wiesz co? ... Dziekuję :) :*
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Prometeusz » 27 marca 2009, o 22:34

Wyzdrowiałem ^^ Dziękuję bardzo :* :oops:
Ostro było... trochę osłabiony jestem bo nieźle w kość dostałem ale na szczęście udało mi się bez antybiotyków ocaleć. Co ciekawe w ogóle się nie wściekałem na chorobę wiedziałem że to moja wina i że muszę trochę odpokutować. :-P
Nie obyło by się bez twoich ciepłych słów Ariano bardzo mi pomogły :). Świat jakiś cieplejszy się robi jak jesteśmy dla siebie uprzejmi :->.

Dziś trochę pomedytowałem, a teraz mi się przypomniało to co mówiłaś o zdobywaniu jakiejś wyższej świadomości, że męczymy się, dążymy, wszystko po to by to osiągnąć a to może zniknąć i nic z tego nie będziemy mieć. Kiedyś miałem dokładnie takie aspiracje, chciałem rozszerzyć swoje pole widzenia bardziej się uduchowić. Na szczęście dość szybko się zorientowałem, że nie tędy droga. Choć dużo się nauczyłem, a sama medytacja mnie rozwinęła choć nie w takim aspekcie jak bym pewnie wtedy chciał.

Nakreśliłaś w swoim poście pewien fragment swojej drogi życiowej. Myślę, że ta historia nie dotyczy tylko ciebie (bo miałem coś podobnego). Myślę, że jest już wpisane w globalną kulturę i cywilizacje zjawisko "poszukiwania siebie". Właściwie "siebie" którego nigdy nie znaliśmy, którego nie ustaliliśmy w stałej formie. Nieraz pod wpływem doświadczenia diametralnie zmieniamy swoje wartości i zadajemy sobie pytanie jak wyglądały na początku? Gdzie był ich początek? Czy w ogóle był? Pełnimy obecnie dużo więcej ról społecznych niż kiedyś, nieraz kłócą się interesy poszczególnych ról a my wpadamy w depresje. W pewnym filmie dowiedziałem się, że dzisiejszy człowiek ma 50x większą wiedzę(zasób informacji) niż kilkadziesiąt lat temu. Czy potrafimy sobie z tym poradzić? Tak, myślę że nie jest to nic trudnego dla naszych umysłów, ale mentalność nasza, sfera emocjonalna została zaniedbana. Dlatego gubimy się w niepewności, poczuciu braku bezpieczeństwa, jesteśmy zagubieni, a nasze emocje zdezorientowane nie wiedzą gdzie się ulokować.

I w tym miejscu chciałem nawiązać do tytułowego "mimowolnego rozwoju". Moim zdaniem rozwój nie jest ani jednym schematem, ani nie dąży do jednego celu. Jesteśmy diametralnie od siebie różni nawzajem mimo że łączą nas wspólne cechy. Dlatego możemy rozwijać się duchowo na miliardy różnych sposobów i w tym rozwoju wszyscy możemy być wspaniałymi ludźmi, nie ważne gdzie teraz stoimy ważne że mierzymy wyżej. Jednak z tego co do tej pory się dowiedziałem jest jedna bardzo ważna umiejętność, którą trzeba koniecznie opanować mimo że nie jest to łatwe. Cokolwiek byśmy nie robili musimy to mieć. Jest to UMIEJĘTNOŚĆ LOKOWANIA SWOICH UCZUĆ W NASZYCH CODZIENNYCH DZIAŁANIACH. Tej umiejętności nabywa się przez lata, ale cały czas procentuje i się rozrasta. Właśnie z myślą o niej należy kierować swoim rozwojem. Jak ją opanujemy staniemy się DOROŚLI.

DOROSŁOŚĆ... Wielu się boi tego słowa. Ostatnio czytałem artykuł poruszający metaforę pewną, dotyczył on w pewnym stopniu tego że każdy szuka tej "jedności osobowości" jaką miał w dzieciństwie. Nawet wypowiedzi forumowiczów powołujących się na słowa Jezusa "musisz być jak dziecko, aby..." w ich cytowaniu wyczuwam tęsknotę za utraconym poczuciem pewności. Dorosłość oznacza coś przeciwnego, jak byliśmy dziećmi wierzyliśmy niemal we wszystko niemal każdemu, a dorosłość oznacza pozbycie się iluzji bezpieczeństwa, konfrontacja z rzeczywistością, sprawdzanie wszystkiego i czujność. Kiedy byliśmy dziećmi byliśmy w wirze swoich uczuć, siedzieliśmy sobie w tym oczku trąby powietrznej i wszystko działo się samo.

Chciałem jednak uspokoić tych którzy nie chcą dorosnąć. Być "dorosłym" może być nawet niekiedy kilku -kilkunastoletnie dziecko. Ono ma już tą umiejętność.
Myślę że przypadkiem stworzył się nowy temat :).

Żeby przeżyć będąc stabilnym emocjonalnie trzeba nauczyć się bycia dorosłym i dojrzeć w swoich uczuciach, to nie dzieje się od razu wręcz przeciwnie trzeba na to poczekać, a czekanie wypełnić pracą nad sobą i pozytywną intencją. uff trochę się rozpisałem :P

Love&Peace niech będzie z wami :kwiatek :*

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 29 marca 2009, o 05:35

Dorosłość oznacza pozbycie się iluzji bezpieczeństwa... na rzecz innych iluzji.
Słowa Jezusa, jak i cała Biblia to jedna wielka metafora i symbolika, która nawet w 10% nie jest przedstawiona w prawidłowy sposób. Pouczenie, by dorośli byli jak dzieci to też niezły chwyt... I w tym chyba o cechy charakteru nie chodzi, jak i nie chodzi o samą postać Jezusa i nauki, ale o energię... ale nie mam teraz sił żeby się nad tym głębiej zastanawiać... ( wow, ale późno/wcześnie.. :-? )

,,Kiedy byliśmy dziećmi byliśmy w wirze swoich uczuć, siedzieliśmy sobie w tym oczku trąby powietrznej i wszystko działo się samo. "
Bo dzieci uczucia po prostu przeżywają. W jednej chwili są wesołe, potem cierpią do momentu aż problem zniknie, potem znowu są szczęśliwe. Dorośli natomiast są weseli, odczują cierpienie, źródło problemu zniknie, a emocjonalny ból się utrzymuje, wracamy do przykrych wydarzeń, dlatego że nie przeżywamy ich w prosty sposób. Analizujemy, oceniamy, sprawdzamy i utrzymujemy czujność by taka sytuacja się nie powtórzyła, stwarzamy napięcia... Uczymy się kontroli uczuć.... grania i fałszu.... czujesz, że wzbiera w tobie gniew, a ty go tłamsisz, bo co... bo on jest zły albo nie na miejscu? No dobra, ale to stwarza blok w podświadomości. Dziecko to wyrazi i gniewu się pozbywa, my natomiast go chowamy. Taka jest dorosłość w tej sprawie.

Dzieci, dorośli... stają się dwoma przeciwnymi biegunami w wielu kwestiach = dualizm. Dualizm jest potrzebny i każdy go "przejść'' i doświadczać musi. Dualizm ostatecznie znika, gdy znika "stary człowiek"...

Nie wiem co masz na myśli w kwestii dojrzewania w swoich uczuciach...
Postawa dzieci, jest nooo... bardzo ładna. Ale jest ''byciem doświadczeniem''. Jak są radosne to całą swą istotą, bez granic, jak są nieszczęśliwe to tak samo, ciągle ufne i nie ''skażone''. Nie wiem kim są dorośli w takich kwestiach... Czasami to jedna wielka pomyłka.

Ani dzieciństwo, ani dorosłość nie wyrażają jednak czystej postawy. Każda ma plusy i minusy. ''Dorosłym'' każdy się stanie, to konsekwencja działań. Ale ta dorosłość umiera w końcu. Nigdzie już uczuć człowiek lokować nie będzie. Pojawi się obserwacja, dostrzeganie emocji, myśli jako kolorów, długości fal. Będą się pojawiać dalej: spokój, gniew, niepewność, bezpieczeństwo, ale będą obrazem, my widzami, nie przeżyjemy tego jak dziecko, nie zanalizujemy jak dorosły. To coś przejdzie przez nas i tyle.
Postawa dziecka -> dojrzałość -> nie powiem co ... -> ... -> ...
Śmiem twierdzić, że w pojęciu dojrzałości, życie w stabilności emocjonalnej nie występuje w pełni i ma wiele zniekształceń.

____
Poszukiwanie siebie... hm. Wydaje mi się, że czegoś nie zrozumiałeś w moim fr. życia, albo uprościłeś, nie wiem..
Chrzanić depresję i zmieniające się pole widzenia, ale te ruchy energii w ciele, wrrr. Całą noc nie śpię, bo czuję to w sobie (znowu -,- ) i jestem zbyt naelektryzowana :lol: :lol: Dróg rozwoju jest wiele, yhyyy... ja sobie wybrałam spokojny, wolny i kontrolowany, a trafił mi się spontaniczny. Za głęboka ta rzeka, nooo, ale w sumie to co mi tam... :roll: Spotkamy się po drugiej stronie.

___
Na koniec dodam, długo oczekiwane przez wszechświat zdanie...
Nareszcie! Bardzo się cieszę, że wyzdrowiałeś! :) :przytul
Śpijcie grzecznie aniołki ( :stuk ) eh, niedługo będę świt oglądać... :lol:
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Prometeusz » 29 marca 2009, o 13:52

Witaj Ariano :)

4:35? Czyżby jakaś ciężka noc?

Raczej nie chodziło mi o dualizm postawa dziecka - postawa dorosłego. W ogóle nie przedstawiłem takiej opozycji. Chodziło mi o coś innego. Jeśli będziesz chciała się dowiedzieć o co, przemyślisz to jeszcze raz... A jeśli teraz tego nie zrobisz za jakiś czas wróci do ciebie ten post i wszystko stanie się jasne ;).
W cytacie z Biblii chodziło mi nie o sam cytat ale o intencje z jaką przeważnie jest on żywany.

Życie jest iluzją która rządzi się swoimi prawami, puki jesteśmy (śmiesznie tak pisać bo nie ma od niej ucieczki) podlegamy prawom tej iluzji. Jest prawdziwą iluzją. Tak w życiu przechodzimy od jednych iluzji do drugich, ale to wszystko ma sens pod względem podlegania prawom tej jednej głównej iluzji. Ten kto dostrzega to że podlega tym prawom uzyskuje spokojny umysł nawet przy dynamicznym rozwoju.

W jednym z akapitów piszesz ciekawą i mądrą sprawę. Jednak nie dokańczasz tej drogi przejść w świadomości. Najpierw(jako dzieci) jesteśmy złączeni ze wszystkim szczególnie z naszymi emocjami, potem następuje odzielenie pojawiają się konflikty, potem zapadamy w sen, z którego następnie budzimy się jako obserwatorzy... jadnak jest jeszcze jedno ogniwo tego łańcucha, po obserwatorze jest świadek(uczestnik). Który widzi co się dzieje jednocześnie uczestnicząc w całej akcji. To jest cel to jest dojrzałość to jest stabilność emocjonalna (która nie oznacza braku - stłumienia lub spłaszczenia emocji - wręcz przeciwnie, oznacza nowy rodzaj przeżywania swoich emocji, doświadczania swoich uczuć).

Oczywiście to co piszę nie ma bezpośredniego związku z twoją sytuacją. Piszę raczej o pewnym zjawisku.

Kiedy byłem mały nie mogłem spać po nocach, wpatrywałem się wtedy całymi godzinami w okno. Obecnie zdarza mi się mieć podobne noce. Lecz teraz wiem, że wystarczy że coś przegryzę i mogę spać dalej. :P Coś co było fenomenem dla mnie jako dziecka (dziecięcą ignorancją) dziś jest świetnym wspomniem i niezaspokojonym głodem. Kiedy byłem starszy trochę, tez miałem noce w których cały czas się budziłem, miałem dziwne stany i czułem dziwne rzeczy w swoim ciele. Co ciekawe jak zacząłem brać magnez i witaminy, przestałem intensywnie medytować to znów mogłem spać spokojnie.
"Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
myślałem jak dziecko,
rozumowałem jak dziecko.
Gdy stałem się dojrzałym człowiekiem,
pozbyłem się cech dziecinnych"

Uczmy się "miłości", unikajmy ignorancji (dziecięcej), a własny rozwój pozostawmy Bogu ;). - To kolejna myśl mojej ekspresji.

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 29 marca 2009, o 14:50

" Uczmy się "miłości", unikajmy ignorancji (dziecięcej), a własny rozwój pozostawmy Bogu ;). "

:) :kwiatek
:przytul
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 2 maja 2009, o 21:13

Blebleble...
Jak się nawinie tu jakaś osoba, która obeznana jest w dziedzinie kundalini i pracy z energiami to proszę o kontakt, pilnie potrzebuję konsultacji i pomocy.
A jak się nie nawinie to nie.. bywa. :P
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

discus9
Posty: 48
Rejestracja: 18 grudnia 2009, o 15:33
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Mimowolny rozwój?

Postautor: discus9 » 18 grudnia 2009, o 18:17

Sądząc po tym co piszesz to masz problem z brakiem otwarcia kanału "Pingala" w kręgosłupie.Wszystkie dziewięć czakramów masz otwarte,ich praca jest właściwa(poza czakramem nirwana i splotu słonecznego,jest w nim dużo emocji i zablokowana świadomość).Brak energi ze strony ojca-męskiej(równiez miłości).

Awatar użytkownika
Ariana
Posty: 110
Rejestracja: 18 marca 2007, o 14:00
Reputacja: 0

: Mimowolny rozwój?

Postautor: Ariana » 1 maja 2011, o 19:22

Wiecie co, wrociłam. Witam wszystkich.Mineło sporo czasu.
Szkoda, że zaraz po moich ostatnich postach przestałam tu wchodzić, bo widzę, że pojawiła się jakaś odpowiedź. Discus9 - jeśli jeszcze tu jesteś to dziękuje Ci za nią.
Zastanawiałam się gdzie jeszcze mogę liczyć na jakąś dobrą radę i przypomniałam sobie o tym miejscu, tak więc ponudzę jeszcze trochę. Odświeżam wątek ponieważ niestety, ale moje próby wybrnięcia z trudnej sytuacji spełzły na niczym.

Jak widzę rozładowywałam sobie emocje w tym wątku, złoszcząc się na energię, która się nagle pojawiła i wywróciła moje życie do góry nogami. :P
Otóż niedługo po moich ostatnich odwiedzinach na tym forum, energia/kundalini zaczęła znów mnie " męczyć " tym razem jednak była silniejsza. Ból fizyczny jednak nie stanowił już dla mnie takiego problemu ( przyzwyczaiłam się), gorzej było z moją psychiką. Z każdym dniem pogłębiała się depresja, a ja sama mizerniałam w oczach. Nasilał się we mnie strach spowodowany przeczuciami iż coś się wydarzy.
W czasie, który " przewidziałam ", ponad rok temu pojawili się moi przewodnicy duchowi, z którymi wcześniej miałam dobry kontakt ( byli przy mnie nawet w tym trudnym dla mnie czasie, lecz nie interweniowali w żaden sposób. ). Opiekunowie oznajmili mi krótko i jasno, że od tej chwili nie mogą mi pomóc i muszę sobie radzić sama. O_o Jakby tego było mało po tygodniu straciłam połączenie z Wyższym Ja. To nie było na zasadzie "ojej duszki mi nie odpowiadają" Nie. Miałam wrażenie, że wręcz wyrwano mi część duszy. Kiedy próbowałam spojrzeć w swoje wnętrze nie widziałam nic, tylko pustkę. Ciężko to opisać. To było przerażające. Nigdy wcześniej nie czułam takiej rozpaczy jak wtedy.. Na wszystkim przestało mi zależeć jakbym nagle zatrzymała się w miejscu. Moja cała uwaga skupiała się na wnętrzu, które wydało mi się obce i puste. Chciałam odwrócić od tego uwage, uciec, ale nie mogłam. Byłam przerażona tym co zobaczyłam w sobie. Pewnie wyda się to niektórym głupie, lecz mi nie było i nie jest do śmiechu. Co mi się stało? To było ponad rok temu i trwa.... do dzisiaj... Mimo prób, wiary i zawziętości nie udało mi się przywrócić kontaktu z Opiekunami. Mimo starań nie potrafię odczuć w sobie tego co dawniej. Medytacje, autohipnoza, świadome sny, nic nie pomogło, nie mam dostępu do Wyższego Ja. Nie czuję Światła, ani siebie samej...Moje emocje są jakby zamglone, mam problem z odczuwaniem miłości jakiejkolwiek. Mam wrażenie, że Bóg mnie opuścił i zostałam całkiem sama. To trwa i trwa. Proszę Boga aby mi pomógł, bo ja już nie mam pomysłu co robić. Kontaktowałam się z egzorcystami w nadziei, że może jednak coś się do mnie podczepiło co "zamgliło mi oczy". Jednak stwierdzili jedynie, że znajduję się w czasie "ciemnej nocy duszy" i z tym nie mogą nic zrobić. Zaczęłam o tym czytać, ale chyba jednak jestem ślepa bo nie znalazłam niczego co rozwiązałoby moje problemy.

Nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji, by znowu cieszyć się życiem, jak przywrócić w sobie miłość i światło. Chce się zmienić, bo chyba powinnam? Tak wiem, że oddzielenie od Boga, od Wyższego Ja itp. jest niemożliwe i jest tylko iluzją. Ale ta wiedza niestety nie pomaga. W teorii mogłabym być cierpliwa i poczekać aż minie, oczywiście zakładając, że to co się dzieje ma w sobie jakiś cel. Nie mogę być jednak pewna, że ten cel jest i że stan separacji zniknie..

discus9
"Sądząc po tym co piszesz to masz problem z brakiem otwarcia kanału "Pingala" w kręgosłupie.Wszystkie dziewięć czakramów masz otwarte,ich praca jest właściwa(poza czakramem nirwana i splotu słonecznego,jest w nim dużo emocji i zablokowana świadomość).Brak energi ze strony ojca-męskiej(równiez miłości)."
Jeśli tak było i jest nadal to jak to naprawić. Oczyszczanie itp jakoś mi mało pomaga.
Gdybym mogła się "dorwać" do odpowiedzi, które są we mnie, niestety nie moge. :)
Pozdrawiam Was i oh, Namaste.
Jesteśmy częścią historii, częścią opowieści ....

villah
Posty: 1257
Rejestracja: 2 marca 2010, o 21:45
Reputacja: 0

Re: Mimowolny rozwój?

Postautor: villah » 1 maja 2011, o 20:20

ałć

icaro
Posty: 759
Rejestracja: 11 lutego 2011, o 10:50
Reputacja: 0

Re: Mimowolny rozwój?

Postautor: icaro » 1 maja 2011, o 20:31

Nie wiem czy Cie dobrze zrozumiałam ale siedzisz w sliskiej studni bez ścian których chwytasz sie rozpaczliwie. Coś takiego...
Ego stara sie chwycić czego popadnie...koncepcji, wszystkich podpórek które miało dotąd...i nic. Nic to nie da. To Koniec. Możesz przedłużać ten czas pisząc tutaj lub skapitulować.
I potem możesz już tylko dziekować.
Napisz jak to sie stanie...


Wróć do „Pytania i Pomoc”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości