Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Pytania i Pomoc Duchowa - Masz jakikolwiek problem, napisz tu.
Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: O cierpieniu. (według FM)

Postautor: Kocur » 18 sierpnia 2015, o 17:14

Jeszcze co do teorii, którą wkleiłeś w linku. Tego typu teorii też dużo czytałem, a ta jest kolejnym punktem widzenia i kolejnym uproszczonym modelem, który nie do końca przystaje do rzeczywistości, ale można z tego wyciągnąć coś wartościowego. Wyglądałoby na to, że jestem na czwartym poziomie ;) Pisałem zresztą coś podobnego przy okazji dyskusji z aartefaxem na temat ezoteryki. On uważał, że to całkowicie szkodliwe, a ja wysnułem tezę, że w moim przypadku ta zła ezoteryka dała pozytywne skutki bo doprowadziła do dezintegracji i dzięki temu mogłem na nowo zintegrować pewne rzeczy, stworzyć sobie odpowiednie filtry i wrócić do krytycznego racjonalizmu, który przedtem działał nieprawidłowo i dlatego w ogóle dopuścił do mnie ezoteryczne głupoty. I teraz został mi jeszcze ten problem miłości i seksualności. I tego w ten sposób nie rozwiążę, bo zakładając, że dążę do ideału osobowości, czyli piątego poziomu muszę coś z tym problemem zrobić. Potrzebne są działania, ale ja nie wiem jakie i to blokuje możliwość rozwoju i wywołuje problemy, niszczy cele (bo po co mi jakiekolwiek cele, skoro nie mogę zrealizować podstawowego, który wiąże się z silną potrzebą, która jest biologiczną podstawą). Na tej samej zasadzie - po co mi deser jeśli nie ma obiadu? Po co mi koła skoro nie ma samochodu? Po co mi pieniądze na bezludnej wyspie?Problem puści kiedy coś się z nim zrobi, ale nie można się od niego odcinać w postaci zaprzestania utożsamienia. Nawet kiedy się nie utożsamiam z problemem, to go odczuwam - zmienia się tylko nazewnictwo, bo wtedy już nie ja to odczuwam, tylko jest to odczuwane, bo działają pewne procesy. Kiedy obserwuję myśli, to dostrzegam iluzję jakby każda myśl miała swoją świadomość, swoje "ja", a ja obserwując to wiem, że to tylko myśli, które nie mogą być mną, bo ja je obserwuję. W końcu podczas pewnych stanów nie ma nawet mnie, który obserwuje, a wszystko po prostu się dzieje. Tylko właśnie - nadal się dzieje i nie rozwiązuje to problemów. Mogę zachować spokój i opanowanie, mogę także ustalić sobie cele i zaliczać je bez emocji i tak dożyć do śmierci zachowując się tak jak należy. Ale nie będę czerpał z tego satysfakcji, przyjemności, bo ten konflikt pozostanie nierozwiązany. Ostatecznie więc w moim przypadku należy rozwiązać ten konkretny niszczący problem. Ty natomiast próbujesz ignorować ten problem, co miałoby być rozwiązaniem. W ogóle go pomijasz, bo świadczy on o tym, że istnieją w życiu sytuacje patowe, z których może nie być wyjścia (albo jest, ale jeszcze nikt go nie zna).

W każdym razie i tak bardzo mi kiedyś pomogłeś i za to Ci dziękuję. Wtedy właśnie dostałem od Ciebie bezinteresowną pomoc i to jest przykład na to, że mi wystarczy coś logicznie wytłumaczyć i wtedy zmienię punkt widzenia, nawet jeśli dotyczy całego światopoglądu.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

aartefax
Posty: 650
Rejestracja: 11 lipca 2012, o 10:42
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: O cierpieniu. (według FM)

Postautor: aartefax » 20 sierpnia 2015, o 00:24

Kocur pisze:Jeszcze co do teorii, którą wkleiłeś w linku. Tego typu teorii też dużo czytałem, a ta jest kolejnym punktem widzenia i kolejnym uproszczonym modelem, który nie do końca przystaje do rzeczywistości, ale można z tego wyciągnąć coś wartościowego. Wyglądałoby na to, że jestem na czwartym poziomie ;) Pisałem zresztą coś podobnego przy okazji dyskusji z aartefaxem na temat ezoteryki. On uważał, że to całkowicie szkodliwe, a ja wysnułem tezę, że w moim przypadku ta zła ezoteryka dała pozytywne skutki bo doprowadziła do dezintegracji i dzięki temu mogłem na nowo zintegrować pewne rzeczy, stworzyć sobie odpowiednie filtry i wrócić do krytycznego racjonalizmu, który przedtem działał nieprawidłowo i dlatego w ogóle dopuścił do mnie ezoteryczne głupoty.



No na pewno ezoteryka doprowadziła do tego że trafiłeś na to forum,a gdybyś pisał na typowych stronkach New Age to być może dalej miałbyś podobne poglądy jak sprzed ok roku.A z drugiej strony lubisz dociekać nad czymś się zastanawiać i to też miało duże znaczenie że zmieniłeś swoje zapatrywania.

Także można tu zauważyć że moda na New Age i ezoterykę nakręcił internet w związku z rokiem 2012 i tym się karmiono.
Miał być albo wielki kataklizm, albo wielkie przebudzenie.
Uważam też że im dłużej się tkwi w pewnych przekonaniach to trudniej z nich wyjść. To się wszystko utrwala,szufladkujesz się, a do tego dane poglądy stają się wartością i następuje jakieś związanie emocjonalne.

Często jest tak jak ktoś wpada w jakieś bagno i z niego wychodzi to takie doświadczenie z patrząc pewnej perspektywy może być korzystne.
Natomiast dla mnie nie trudno zauważyć,że jednak ludzie którzy wdepnęli w New Age,ezoterykę często zupełnie są wyalienowani i żyją sobie w jakimś swoim iluzorycznym światku i nie można się z nimi prawie zupełnie dogadać.
W dodatku myślą zupełnie nielogicznie i bez sensu.
Internet ma swą moc.
Klamsto wielokrotnie powtarzane staje sie prawda.

aartefax
Posty: 650
Rejestracja: 11 lipca 2012, o 10:42
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: aartefax » 20 sierpnia 2015, o 00:44

Full Moon pisze:Artefax jestem pozytywnie zaskoczony Twoimi wypowiedziami. Mogę się pod nimi podpisać. :)


No to ja jestem zaskoczony zaskoczeniem ponieważ tego typu poglądy nie są u mnie jakąś nowością. :)
Klamsto wielokrotnie powtarzane staje sie prawda.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: O cierpieniu. (według FM)

Postautor: Prometeusz » 21 sierpnia 2015, o 04:49

Ty także nie podałeś badań, które potwierdzałyby Twoje słowa i sam o tym pisałeś, więc teraz nie powinieneś robić zarzutu z tego powodu, że robię to samo.


Rozmawiamy, a ja daję taki, a taki argument. Jest to zwykła rozmowa. Ty prosisz, o źródła, ja mówię, że o tym kiedyś czytałem, ale nie istotne jest dla mnie tego szukać. Rozmówca, może przyjąć, albo odrzucić ten argument w swoim własnym odczuciu. To jest ok. Może też samodzielnie poszukać informacji na ten temat, by potwierdzić, albo zaprzeczyć argumentowi. Wtedy podając dane, rzeczywiście wnosi coś do dyskusji. Lecz Ty tak nie robisz w takich przypadkach. Ty twierdzisz, że to co powiedziałem jest nieprawdziwe i powołujesz się na swoje mgliste wyobrażenie. Napiszę jeszcze raz to. Stawiasz tezę, że coś jest nieprawdziwe i odpowiednio tego nie uzasadniasz. (lub tworzysz sofizmat nie będący weryfikacją). Więc jak na razie to ja wskazuję Twoje błędy (o ile mi się chce to robić, bo jest ich sporo), bo pójście dalej byłoby tylko mnożeniem niejasności.

Wolisz zarzucać mi erystykę, bo tak jest wygodniej.


Nie zarzucam, tylko konkretnie stwierdzam co jest erystyką. Mówisz mi o wzniosłych celach w dyskusji, by się wybielić. Sęk w tym, że te cele można realizować w inny sposób nie uciekając się do erystyki. Jest ona bardzo złą formą prowadzenia dyskusji raz, że tematycznej, dwa w gronie osób, które rzeczywiście chcą coś wyjaśnić. Nie jest to czysta komunikacja. Tak więc Twoje zachowanie jest niespójne z tym co mówisz i sam rozmowie podcinasz skrzydła. W rzeczywistości jedyną osobą, która coś traci jesteś Ty. Wolę sytuację win-win. Lecz jeśli przez rozmowę mogę na przykład poprawić swoją odporność na natarczywych rozmówców, to jest to dla mnie plus, bo zawsze znajdzie się ktoś komu coś nie będzie pasowało, kto nie wychodził po za teren swojej wioski i jak mu się mówi o tym co tam nie ma, to dla niego to nie istnieje i broni swojego zdania, że to wszystko jest nieprawdą.

Tak czy siak chłopaczyna się spalił i to jaka była jego reakcja na spalenie ma drugorzędne znaczenie. Liczą się fakty, a paląc się szczęścia nie osiągnął


Skąd wiesz, że szczęścia nie osiągną. Może to nie było szczęście pojmowane przez Ciebie, ale dla niego to mógłby szczęśliwe lub nieokreślone wydarzenie. Jak to, że reakcja miała drugorzędne znacznie? Fakty są takie, że w obliczu skrajnie kryzysowej sytuacji zachował spokój umysłu. Aspekt egzystencjalny tej sytuacji też tu ma znaczenie, ale nie ma sensu go omawiać jeśli nie rozumiesz podstawowego znaczenia tego wydarzenia. A jest ono takie, że realne problemy, które wymieniłeś są niczym przy płonięciu żywcem.

Mając wszystko gdzieś i zachowując kamienny spokój także nie osiąga się szczęścia, nie rozwiązuje się problemów i nie nadaje się poczucia sensu.


Nie przypominam sobie, aby gdzieś była mowa o tym by mieć wszystko gdzieś, kamienny spokój, to jakieś Twoje minięcie się z tym o czym tutaj mówimy. Mnich nie podpalił się bez powodu, więc na pewno nie można powiedzieć, że miał wszystko gdzieś. Jeśli matka wskakuje pod pociąg by ratować swoje dziecko i umiera, to też znaczy, że "miała wszystko gdzieś"? Ten akt jest wyrazem najwyższych wartości, z którymi mnich był w zgodzie. Wiem z jakim argumentem możesz wyjść - tak, można nazwać ten czyn gestem fanatyzmu religijnego, lecz mimo to w swoim przekazie i formie różnił się całkowicie, od rytualnego odbierania sobie życia, czy bombowych zamachów.

Wracając z analogii do normalnego życia. Spokój o którym tutaj mowa jest najlepszą postawą do rozwiązywania problemów. Z tym że -

Wręcz przeciwnie - jest to ostateczne poddanie się i godzenie się na zły los i z tego powodu emocje są wyłączane, bo stają się zbędną przeszkodą. To takie pozbycie się człowieczeństwa/"duszy". Analogicznie radziłbyś mi przestać się przejmować problemami i zrezygnować z poszukiwania szczęścia? Miałbym robić wszystko na chłodno? Ale po co? To jest dla mnie równoznaczne ze śmiercią, tylko te osoby (bez emocji, lub znakomicie kontrolujące emocje) w połowie są martwe, a w połowie żyją.


Spokój nie oznacza pozbywania się emocji, godzenia się na zły los, czy poddania się. Tak, radzę przestać się przejmować problemami i zrezygnować z poszukiwania szczęścia. Dlaczego? Bo zamiast się przejmować lepiej je rozwiązywać, a jeśli nie można to przejmowanie się też nic nie da. Szczęście to pusty wyraz (wieloznaczny) i skrzętnie nim manipulujesz podczas rozmowy. Jeśli szczęście to zero problemów, to znaczy, że nikt nie może być szczęśliwy, a jednak są ludzie, którzy wydają się takimi być, a przynajmniej tak twierdzą i nie mam powodu by im nie wierzyć. Też jestem względnie szczęśliwy, choć na swoje życie nie patrze przez pryzmat wyimaginowanego i stawiającego warunki "szczęścia". Dla mnie ten wyraz mógłby nie istnieć. Jeśli rozumie się ideę "wiecznego powrotu" o której pisał Nietzsche to na takie rzeczy zaczyna się zupełnie inaczej "patrzeć".

Mam wrażenie, że w tej wypowiedzi przebija się Twój problem, jesteś odcięty od swoich emocji, analizujesz wszystko na chłodno i starasz się wszytko kontrolować, aż w końcu sam ze sobą nie możesz wytrzymać. Dlatego jak ktoś mówi o spokoju i zrzuceniu z siebie bagażu to przeciwnie na to reagujesz. Tutaj masz trochę namieszane. Bo najpierw musiałbyś dopuścić do siebie czucie, a potem zastosować to o czym mówię, a co mylisz ze swoim obecnym stanem.

ta jest kolejnym punktem widzenia i kolejnym uproszczonym modelem, który nie do końca przystaje do rzeczywistości,


Nie jest uproszczonym modelem nie przystającym do rzeczywistości. [Chyba, że masz na myśli te powiedzenia jak "mapa nie jest terytorium", które odnosi się do tego, że żaden model nie mapuje w 100% do rzeczywistości, albo jej nie oddaje w pełni.] Tutaj raczej chodzi o to, że oceniasz go po 5 minutach bez wiedzy ogólnej i bez wniknięcia w niego. Po za tym masz blokadę mentalną na zrozumienie głównej idei.

Co do reszty twojej wypowiedzi - stworzyłeś sobie usprawiedliwienie. :)

Zachowujesz się tak jak osoba z którą dyskusja toczy się na innym forum. Tylko nie chodzi o strefę seksualności tylko sacrum. Osoba ma zryty osąd na moralność poprzez religię i czuje się z tym strasznie źle. Dlatego poprosiła o pomoc w poukładaniu sobie tego, przy czym nie chce zrezygnować swojej wiary. Sęk w tym, że to wszystko jest razem połączenie. Osoba ta dostaje po kolei argumenty i wszystkie odrzuca w jakiś zawiły sposób i nie odnoszący się do meritum sposób, broni tego co ją gryzie. Dostała argumenty, dlaczego nie powinna się przejmować, które dotyczyły obrębu jej własnej religii, czyli pozbyłaby się problemu, pozbywając się fałszywych wyobrażeń na temat własnej religii. Nie da rady... Tak jak ją trzymało tak trzyma ją nadal...

Nie wiem w jaką stronę pójdzie w osobistym życiu, ale na forum już na pewno nie przyzna się do zmiany. Z prostego powodu, jeśli by się zgodziła i uznała fakty, przyznałaby tym samym, że była głupia przez ten czas i struktura swojego sensu, którą budowała przez lata rozsypałaby się, co jak wiemy z teorii dezintegracji nie musiałoby być złe, choć przez pewien czas byłoby pewnie nieprzyjemne. Dlatego pozostaje jej racjonalizacja.

Twój przypadek jest niemal identyczny. Przekonać czy wytłumaczyć Ci czegoś nie sposób, bo wychodzisz z założenia, że tak musi być i zbudowałeś sobie wokół tego nienaruszalną (dla Ciebie) "logikę". Teraz jako akt usprawiedliwienia dla swoich zaprogramowanych poglądów oczekujesz od innych, że Ci to obalą, ale tam wewnątrz siebie za chiny nie chcesz by tak się stało. Jesteś nastawiony na produkcję antytez.

Najzabawniejsze jest to, że za pierwszym razem co mi dziękujesz, to nie mówiłem Ci całej prawdy, czy to, że się z Tobą nie zgadzam, bo miałem wtedy fazę na stosowanie tych triczków retorycznych, tak by podkręcić Twoje ego. W zasadzie dla mnie to było tylko ćwiczenie i nawet nie liczyłem na to, że uda mi się przekonać Cię do bardziej trzeźwego osądu. Lecz widocznie Twoje ego było gotowe by przełknąć tą pigułkę i wyjątkowo szybko połączyły Ci się styki. Czyli nie interpretuję tego jako swojego sukcesu, bo zmiana sama dokonała się w Tobie, ja nie miałem z tym nic wspólnego. Widocznie już miałeś dość takiego podejścia do sprawy, a ja otworzyłem jedynie lufcik przez który to co zbędne się wylało. Teraz nie wkręcam Ci żadnego retorycznego klucza, bo ten krok musisz sam spowodować. Ja mogę jedynie robić swoje, najlepiej jak potrafię (i kiedy mi się chce), reszta zależy od Ciebie.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: O cierpieniu. (według FM)

Postautor: Kocur » 21 sierpnia 2015, o 13:58

A propos pierwszego akapitu stosujesz argumentum ad ignorantiam, a ja Ci go wykazuję. Wszystko na ten temat napisałem w poprzednim poście.

To co może być przyjęte bez dowodu, może być odrzucone bez powodu. Po prostu jeśli stawiasz tezy i ich niczym nie podpierasz, to rozmówcy nie interesuje czy zapomniałeś źródła, czy Ci się nie chce. Po prostu przyjmuje się wtedy w dyskusji, że nie masz racji. Bo niby czemu ktoś ma przyjąć na słowo czyjeś niejasne tezy na forum internetowym?

To co teraz robisz jest manipulacją, a ja ją wytykam. Nic więcej. Nieraz żeby unaocznić komuś jego własny błąd robię to samo żeby sam zauważył co jest nie tak z tego typu argumentacją.

Full Moon pisze:Nie zarzucam, tylko konkretnie stwierdzam co jest erystyką


Nie, po prostu sam stosujesz erystykę i jedną z Twoich metod jest zarzucenie mi, że ja to robię. To dość sprawdzony sposób dyskusji pozamerytorycznej. Jeśli samemu stosuje się erystykę "warto" zarzucić komuś, że sam to robi i znaleźć punkt dyskusji, w którym można śmiało to zarzucić niczego realnie nie wykazując. Tam gdzie napisałeś coś niejasnego i może to zostać różnie zinterpretowane czekasz na moją interpretację i piszesz, że nie o to Ci chodziło, a jednocześnie "wytykasz" mi erystykę i zarzucasz przeinaczanie.

Full Moon pisze:Mówisz mi o wzniosłych celach w dyskusji, by się wybielić.


Ja nie muszę się wybielać, bo nie mam z czego. To Ty najpierw manipulujesz, a potem jeszcze zarzucasz mi erystykę, co jest kłamstwem.

Full Moon pisze:Sęk w tym, że te cele można realizować w inny sposób nie uciekając się do erystyki. Jest ona bardzo złą formą prowadzenia dyskusji raz, że tematycznej, dwa w gronie osób, które rzeczywiście chcą coś wyjaśnić.


To jej nie stosuj i zastanów się czy chcesz coś wyjaśnić, czy może chcesz napisać tekst, który ma być przyjęty a priori, bo uważasz się za autorytet.A twierdzeń nie musisz precyzować i argumentować. Zastanów się co jest celem Twojej dyskusji.

Full Moon pisze:Lecz jeśli przez rozmowę mogę na przykład poprawić swoją odporność na natarczywych rozmówców, to jest to dla mnie plus, bo zawsze znajdzie się ktoś komu coś nie będzie pasowało, kto nie wychodził po za teren swojej wioski i jak mu się mówi o tym co tam nie ma, to dla niego to nie istnieje i broni swojego zdania, że to wszystko jest nieprawdą.


Tego samego tricku używają np religie kiedy ktoś mówi, że Boga nie ma. Po co mówimy, że Boga nie ma, skoro nie możemy tego stwierdzić? Ano dlatego żeby pokazać rozmówcy działanie mechanizmu argumentum ad ignorantiam i potrzeby argumentacji, bo po prostu bez tego każde wypowiedziane zdanie nie ma sensu. Poza tym to Twoje uodpornienie się na natarczywych rozmówców to nic innego jak stwierdzenie "nie będę im tłumaczył, przecież ja wiem lepiej, więc odwrócę sytuację i nazwę ich natarczywymi żeby już więcej nie dociekali, bo jeszcze przez nich moje manipulacje wyjdą na jaw".

Wygląda na to, że po prostu masz potrzebę "mieć rację", niezależnie od tego czy faktycznie ją masz i czy potrafisz ją uargumentować i przedstawić tak żeby rozmówcy zrozumieli.

Full Moon pisze:Skąd wiesz, że szczęścia nie osiągną. Może to nie było szczęście pojmowane przez Ciebie, ale dla niego to mógłby szczęśliwe lub nieokreślone wydarzenie. Jak to, że reakcja miała drugorzędne znacznie? Fakty są takie, że w obliczu skrajnie kryzysowej sytuacji zachował spokój umysłu. Aspekt egzystencjalny tej sytuacji też tu ma znaczenie, ale nie ma sensu go omawiać jeśli nie rozumiesz podstawowego znaczenia tego wydarzenia. A jest ono takie, że realne problemy, które wymieniłeś są niczym przy płonięciu żywcem.


To już brzmi jak wyciągnięte z broszury jakiejś sekty. Na tej zasadzie można WSZYSTKO podważyć i zapytać "a skąd wiesz, że nie jest inaczej?" i już narzucasz rozmówcy przyjęcie tego innego punktu widzenia. Następnie mówisz, że spokój umysłu jest najważniejszy, mimo, że gość i tak spłonął. To tak jakby w śmiertelnym wypadku, w którym zginęło 5 osób najważniejsze było to, że samochód był czerwony. Poza tym spłonięcie żywcem jest niczym przy wielu życiowych problemach. Wiele osób popełnia samobójstwa, a przy spłonięciu żywcem trochę poboli i przestanie, bo ból jest intensywny, ale krótki.

I znów oczywiście zarzucasz rozmówcy niezrozumienie, tak jakbyś był jedynym mądrym, a nawet nie potrafisz niczego uzasadnić i jasno sformułować, zrozumiale przedstawić i zrobić to bez manipulacji i zarzucania innym nieprzyjemnych rzeczy.

Może dla niektórych spłonięcie żywcem jest lepsze od innych problemów? Np ja bym wolał tak spłonąć i potem już nie żyć niż doświadczać cierpienia jakie miałem jeszcze z rok temu, lub doświadczać pustki i bezsensu jakie czuję obecnie przez te problemy. Śmierć jest wręcz wybawieniem od tego.

Full Moon pisze:Wiem z jakim argumentem możesz wyjść - tak, można nazwać ten czyn gestem fanatyzmu religijnego, lecz mimo to w swoim przekazie i formie różnił się całkowicie, od rytualnego odbierania sobie życia, czy bombowych zamachów.


To Twoje zdanie, a moim zdaniem nie różnił się i porównywanie go do matki ratującej dziecko jest zupełnie nietrafione.

Żeby się spalić i jeszcze zachować przy tym spokój trzeba mieć wszystko gdzieś. Wszystko poza fanatycznym pragnieniem żeby zawsze zachować spokój ponad wszystko.

Full Moon pisze:Bo zamiast się przejmować lepiej je rozwiązywać, a jeśli nie można to przejmowanie się też nic nie da.


Cały czas dążę do rozwiązania problemu. Jeśli się nie da (a zawsze jest nadzieja, że się da), to po prostu dalsze życie nie ma sensu w tym przypadku. Spokój niczego już tu nie rozwiąże, bo wszystko jedno czy będę spokojny. Jeśli ten problem nie będzie rozwiązany to wszystko jedno co się będzie działo.

Full Moon pisze:Szczęście to pusty wyraz (wieloznaczny) i skrzętnie nim manipulujesz podczas rozmowy. Jeśli szczęście to zero problemów, to znaczy, że nikt nie może być szczęśliwy, a jednak są ludzie, którzy wydają się takimi być, a przynajmniej tak twierdzą i nie mam powodu by im nie wierzyć.


Znów nie prawda, bo nie manipuluję. Używam słowa szczęście w popularnym znaczeniu jako trwałe poczucie, że życie jest dobre i ma sens (dobre aspekty przewyższają złe, na co dzień człowiek szczęśliwy jest spokojny, lub szuka przygód, nie ma zapętlenia na problemach i ma z czego czerpać przyjemność). Nie pisałem, że szczęście to zero problemów, ale żeby być szczęśliwym nie można mieć problemu powodującego ujemny bilans przyjemności (dobra).

Człowiek może być szczęśliwy jeśli zło jest równoważone bądź pokrywane przez dobro. Jeśli zła jest więcej, to nie ma mowy o szczęściu. Ja mam problem, który masakrycznie niszczy ten bilans na niekorzyść dobra i nie mam sposobu na jego rozwiązanie, a nadzieja się kurczy wraz z czasem i negatywnymi wypowiedziami specjalistów. Wszystko jest temu podporządkowane, bo nie mam innych aspektów życia, więc nie mogę odpuścić.

Full Moon pisze:Mam wrażenie, że w tej wypowiedzi przebija się Twój problem, jesteś odcięty od swoich emocji, analizujesz wszystko na chłodno i starasz się wszytko kontrolować, aż w końcu sam ze sobą nie możesz wytrzymać. Dlatego jak ktoś mówi o spokoju i zrzuceniu z siebie bagażu to przeciwnie na to reagujesz. Tutaj masz trochę namieszane. Bo najpierw musiałbyś dopuścić do siebie czucie, a potem zastosować to o czym mówię, a co mylisz ze swoim obecnym stanem.


Nie jestem odcięty od emocji. Po prostu muszę zmienić zły program i tu nie da się nic odpuścić, bo nie wiadomo jak. To po prostu niszczy mi życie, a odpuszczenie tego byłoby odpuszczeniem wszystkiego i nie zostałoby nic co mnie tu trzyma i motywuje do pracy, życia. Zastosować o czym mówisz? Ok, ale najpierw trzeba to zrozumieć, trzeba wiedzieć co stosować, jak to się realnie ma do mojego problemu.

Full Moon pisze:Nie jest uproszczonym modelem nie przystającym do rzeczywistości.


Jest. Podobnie jak modele ciał subtelnych, poziomu rozwoju duchowego, czy obwody Timothy Learego, o których kiedyś pisałeś ;)

Full Moon pisze: Tutaj raczej chodzi o to, że oceniasz go po 5 minutach bez wiedzy ogólnej i bez wniknięcia w niego. Po za tym masz blokadę mentalną na zrozumienie głównej idei.


No właśnie z dość sporą wiedzą na temat psychologii i dlatego wystarczy 5 minut żeby zakwalifikować to jako jeden z wielu ciekawych modeli, które u kogoś mogą się zgadzać, ale nie opisują psychiki ludzkiej tak jak trzeba.

O jakiej blokadzie mentalnej piszesz? Znów zabrzmiało nieciekawie.

Full Moon pisze:Co do reszty twojej wypowiedzi - stworzyłeś sobie usprawiedliwienie.


Usprawiedliwienie przed czym? Co konkretnie jest tym usprawiedliwieniem? Kolejny nieciekawy zarzut.

Full Moon pisze:Twój przypadek jest niemal identyczny


Zero analogii. Jak można porównać realny problem seksualny do jakichś wierzeń? Mi nawet nikt NIGDY nie przedstawił żadnego argumentu przeciwnego do moich. Nikt nawet z tym nie dyskutuje. Są różne chwyty, ale zazwyczaj ludzie się bronią przed przyznaniem, że jakiś problem może być realnie fatalny i nie do rozwiązania, albo starają się go zignorować i mówią, że mogę żyć w samotności i bez seksu, szukając sensu gdzieś indziej (tam gdzie bym tego sensu nie odczuwał, tylko odwalałbym pańszczyznę).

Ja nie mam problemu z przyznaniem się, że się kiedyś myliłem. Może gdybyś mnie znał w realu to byś zrozumiał o co chodzi. Za swoje zalety uważam właśnie otwartość umysłu, umiejętność przyznania się do błędu i śmiania się z siebie. Nienawidzę powagi i ludzi zadufanych w sobie, wobec których nie można nawet zażartować, bo odbierają to jako obrazę. Wiele razy się myliłem i wiele razy będę się mylił. Nie utożsamiam się ze swoją przeszłością, tylko teraźniejszością, więc jeśli mam głupi pogląd i zdobywam nowe informacje, które go obalają, to po prostu zmieniam pogląd na mądry i tym samym zawsze mam rację sam dla siebie - moja racja nie opiera się na stałych poglądach, tylko na poglądach, które w danym momencie wygrywają w mojej głowie. Dzięki temu popieram to ku czemu są argumenty. Dlatego to porównanie jest całkowitym antyporównaniem.

Full Moon pisze:Najzabawniejsze jest to, że za pierwszym razem co mi dziękujesz, to nie mówiłem Ci całej prawdy, czy to, że się z Tobą nie zgadzam, bo miałem wtedy fazę na stosowanie tych triczków retorycznych, tak by podkręcić Twoje ego.


Ja teraz widzę w Twoich dyskusjach triki erystyczne, a w poprzednich... też widziałem, ale one były przyjemne. Bo chcąc powiększyć czyjeś ego robisz odwrotną rzecz. Chodzi o to, że stosując hiperbolę wywołujesz w rozmówcy postawę skromności. Stosując takie manipulacje jak teraz uruchamiasz mechanizmy obronne, bo człowiek naturalnie się buntuje kiedy jest manipulowany.

Wtedy mi pomogłeś, bo pokazałeś mi inną perspektywę - synchroniczność i modele rzeczywistości. Zapętliłem się w pewnej rzeczy, chciałem z tego wyjść, ale nie miałem argumentów i Twój punkt widzenia mi ich dostarczył. W tamtym przypadku to było słuszne, były argumenty, nie było manipulacji polegającej na próbie wmówienia swojego punktu widzenia jako jedyny słuszny bez uzasadnienia i wyjaśnienia.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Prometeusz » 21 sierpnia 2015, o 15:34

Bo niby czemu ktoś ma przyjąć na słowo czyjeś niejasne tezy na forum internetowym?

To co teraz robisz jest manipulacją, a ja ją wytykam. Nic więcej. Nieraz żeby unaocznić komuś jego własny błąd robię to samo żeby sam zauważył co jest nie tak z tego typu argumentacją.


Przecież napisałem, że nie musisz niczego przyjmować. Co nie znaczy, że jest to nie prawdziwe. Bawisz się w erystyczną incepcję? :) Nawet na zwykłej wikipedii jest napisane, że metoda jest używana terapeutycznie. A teoria dezintegracji i wiele innych teorii potwierdzonych jest mocnym podparciem dla tego o czym mówię.

Na resztę nie odpowiadam bo to bełkot i nie mam potrzeby na to odpowiadać.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Kocur » 21 sierpnia 2015, o 15:40

Full Moon pisze:Przecież napisałem, że nie musisz niczego przyjmować. Co nie znaczy, że jest to nie prawdziwe. Bawisz się w erystyczną incepcję?


Póki co obnażam Twoją erystykę i już niewiele mądrego pozostaje ;)

Full Moon pisze: Nawet na zwykłej wikipedii jest napisane, że metoda jest używana terapeutycznie. A teoria dezintegracji i wiele innych teorii potwierdzonych jest mocnym podparciem dla tego o czym mówię.


Na wikipedii są różne rzeczy, a poza tym metoda może działać, co nie znaczy, że wszystkie jej założenia, a przede wszystkim mentalne modele opisowe są dobre.

Jeśli coś podpiera to o czym mówisz, to po pierwsze sprecyzuj to o czym mówisz, a następnie powiedz co to podpiera. Bo póki co bronisz się tym, że Ty nic nie musisz udowadniać i nikt nie musi niczego przyjmować. W takim razie nic nie pisz.

Full Moon pisze:Na resztę nie odpowiadam bo to bełkot i nie mam potrzeby na to odpowiadać.


Oki, sam sobie wystawiasz tym świadectwo. Wypunktowałem Twoje wpisy to się wycofujesz.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Prometeusz » 21 sierpnia 2015, o 16:28

Na wikipedii są różne rzeczy,


O Stary. Zajebisty argument. :D

poza tym metoda może działać, co nie znaczy, że wszystkie jej założenia, a przede wszystkim mentalne modele opisowe są dobre.


Może to może tamto. Mówisz o czymś o czym nie masz pojęcia. :D

Bo póki co bronisz się tym, że Ty nic nie musisz udowadniać i nikt nie musi niczego przyjmować. W takim razie nic nie pisz.


Nie muszę udowadniać rzeczy, które wynikają z teorii naukowej i praktyki. Jeśli masz atakować te rzeczy swoimi racjonalizacjami to lepiej nic nie pisz.

Oki, sam sobie wystawiasz tym świadectwo. Wypunktowałem Twoje wpisy to się wycofujesz.


Co Cię obchodzi moje świadectwo. Podobno jesteś zainteresowany wiedzą. :D a w rzeczywistości cały czas stosujesz ad persownam jeśli nie bezpośrednie, to w nieuzasadnionej krytyce.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Kocur » 21 sierpnia 2015, o 16:58

Full Moon pisze:O Stary. Zajebisty argument.


Nie, ten, że coś jest na wikipedii jest lepszy :D

Full Moon pisze:Może to może tamto. Mówisz o czymś o czym nie masz pojęcia.


Dobrze, że Ty masz pojęcie :D

Dla Twojej wiadomości - to jeden z wieeeelu modeli, a nie jakaś ostateczna prawda. No chyba, że większość osób faktycznie nie ma empatii bo są na 1 poziomie świadomości. Ciekawe kiedy powstanie miernik do mierzenia poziomu świadomości - może taki powstanie :D Nie ma to jak grupowanie ludzi na podstawie lichych przesłanek. Takich modeli naprawdę jest sporo i nie mają one większej wartości jako takie.

Full Moon pisze:Nie muszę udowadniać rzeczy, które wynikają z teorii naukowej i praktyki. Jeśli masz atakować te rzeczy swoimi racjonalizacjami to lepiej nic nie pisz.



No własnie rzecz w tym, że nie wynikają. To tylko Twoje nadinterpretacje i pobożne życzenia.

Full Moon pisze:Co Cię obchodzi moje świadectwo. Podobno jesteś zainteresowany wiedzą. a w rzeczywistości cały czas stosujesz ad persownam jeśli nie bezpośrednie, to w nieuzasadnionej krytyce.


W uzasadnionej. Ciężko dyskutować ignorując osobę, która wystawia tezy i nie ma nic na ich poparcie - wtedy ad personam wynika naturalnie z toku dyskusji.

Przypomina mi się rozmowa z Tobą o kobietach. Też twierdziłeś, że to fakty naukowe i też jak przyszło co do czego to nie potrafiłeś tego uzasadnić.

Zresztą w ogóle omijasz ważne argumenty, skupiasz się na pierdołach, próbujesz przedstawić siebie jako wielkiego znawcę mającego jakąś tajemną wiedzę i dar zrozumienia tego co dla szarych osób jest niezrozumiałe, dysponujesz tajnymi badaniami potwierdzającymi Twoje prawdy, ale nie potrafisz ich przedstawić (blefujesz). Każdemu kto się nie zgadza zarzucasz prowadzenie gierek, brak świadomości i kompetencji, blokady mentalne. Obnażyłem Twoją erystykę i uważam Twój obecny eksperyment za słaby. Zmień taktykę, bo ta się nie sprawdza :)
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Prometeusz » 21 sierpnia 2015, o 17:36

Nie, ten, że coś jest na wikipedii jest lepszy :D


Na wikipedii masz przypisy. Więc sama wikipedia nie ma tu znaczenia. Ale fajnie odwracasz uwagę, od dobitnego przykładu twojego bełkotu.

Dobrze, że Ty masz pojęcie :D


Mam. :)

To tylko Twoje nadinterpretacje i pobożne życzenia.


Nie. Tak to wygląda jedynie w twojej chorej głowie.

W uzasadnionej.


Czym? Bełkotem Kocura? To nie jest uzasadnienie.

Przypomina mi się rozmowa z Tobą o kobietach. Też twierdziłeś, że to fakty naukowe i też jak przyszło co do czego to nie potrafiłeś tego uzasadnić.


Uzasadniłem referatem naukowym. Gdzie Ty stwierdziłeś, że o tym każdy wie, ale wcześniej udowadniałeś, że tak nie jest, że nie ma różnic. Więc sam sobie przeczysz.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Kocur » 21 sierpnia 2015, o 17:57

Full Moon pisze:Na wikipedii masz przypisy. Więc sama wikipedia nie ma tu znaczenia. Ale fajnie odwracasz uwagę, od dobitnego przykładu twojego bełkotu.


Nie ma konkretów w przypisach w tym przypadku, poza jedną książką i numerem strony. Kobierzycki T., Osoba: dylematy rozwoju. Studium metakliniczne, Bydgoszcz 1989, s. 87

Full Moon pisze:Nie. Tak to wygląda jedynie w twojej chorej głowie.


Nie ma to jak argumenty :D

Dla Twojej wiadomości moja głowa jest zdrowa. Mam jeden problem, który dezorganizuje całe życie, ale jest on obiektywny. Większość terapeutów podchodzi do problemu stereotypowo i po najmniejszej linii oporu mówiąc, że z samotnością nie da się pogodzić, więc ich zdaniem powinienem znaleźć sobie chorą dziewczynę w moim chorym guście. Jednak przedstawiam wtedy argumenty, po których przyznają mi rację i mówią, że nie są w stanie pomóc.

Full Moon pisze:Czym? Bełkotem Kocura? To nie jest uzasadnienie.


Argumentami, które pomijasz, bo są niewygodne. Teraz puszczają Ci zapewne nerwy, więc nazywasz to bełkotem, bo już nie potrafisz nic wymyślić. Cała ta dyskusja jest dlatego, że nie potrafisz przyznać się do błędu, a ja nie daję za wygraną i drążę, drążę, drążę aż rozmówca sam strzela sobie samobóje. To co stosuję podczas dyskusji to pewne modele opracowane przez fachowców i mają one doprowadzić rozmówcę do rozbicia jego "bawełny", w którą owija wypowiedzi, tak żeby została czysta treść źródłowa.

Full Moon pisze:Uzasadniłem referatem naukowym. Gdzie Ty stwierdziłeś, że o tym każdy wie, ale wcześniej udowadniałeś, że tak nie jest, że nie ma różnic. Więc sam sobie przeczysz.


Nie twierdziłem, że nie ma różnic. Kolejny raz odpowiadasz nie na mój post tylko na jego zinterpretowaną (nadinterpretowaną) wersję w swojej głowie. Wkleiłeś też po dłuższym czasie referat, z którego nie wynikały ogłaszane przez Ciebie tezy. A wcześniej wkleiłeś filmik satyryczny pokazujący wykolejone kobiety. To tak jakby pokazać narkomanów i kiboli i na tej podstawie powiedzieć, że to udowadnia, że mężczyźni są patologią :D
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
gość1234
Posty: 7
Rejestracja: 21 sierpnia 2015, o 17:00
Reputacja: 0
Płeć: K

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: gość1234 » 22 sierpnia 2015, o 15:42

TO O CZYM MYSLIMY TO TAK NAPRAWDE PROJEKTUJEMY TYLKO MUSIMY TO CALY CZAS PROJEKTOWAC W NASZYCH UMYSKLACH A SWIAT ODPOWIE NAM .. I NIE MOZEMY WATPIC :)

aartefax
Posty: 650
Rejestracja: 11 lipca 2012, o 10:42
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: aartefax » 22 sierpnia 2015, o 21:30

Full Moon pisze:Skąd wiesz, że szczęścia nie osiągną. Może to nie było szczęście pojmowane przez Ciebie, ale dla niego to mógłby szczęśliwe lub nieokreślone wydarzenie.


No pewnie że osiągnął,ale szczęście wieczne w niebiańskich klimatach. :mrgreen:

To jest już zupełnie nie do obrony.

Szczęście osiągnąć podczas samospalenia.
No niezła to zajawka. :)
Klamsto wielokrotnie powtarzane staje sie prawda.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Prometeusz » 22 sierpnia 2015, o 22:13

Jeśli dla niego szczęście to spokój to czemu nie. My tylko spekulujemy. W chwili śmierci nie można być szczęśliwym?

Takie zachowanie jest skrajne. Chodziło w tym tylko o pokazanie jakie umiejętności jeśli chodzi o życie wewnętrzne można zdobyć.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Pozbyć się cierpienia - naprawdę to możliwe.?!

Postautor: Kocur » 22 sierpnia 2015, o 22:26

Można różne rzeczy. Tylko po co?

Można odciąć się od prawdy i żyć w swoim świecie jako reakcja obronna i być szczęśliwym. Można żreć dużo i być szczęśliwym. Można ćpać i być szczęśliwym. Dla mnie prawdziwe wartości są na pierwszym miejscu, a nie jakieś nastawienie psychiczne, które jest wbrew prawdzie.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.


Wróć do „Pytania i Pomoc”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość