Szczęście

Droga świadomości - Inspiracje, teksty i artykuły.
Louii
Posty: 25
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:08
Reputacja: 1
Płeć: K
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Louii » 24 lutego 2018, o 12:57

No skąd ja to znam Evolution :) Też nieraz miałam tak że sie denerwowałam że np. miałam coś zrobić, ale w sumie nie miałam motywacji by to zrrobić, więc nie robiłam, w zamian za to doświadczałam czegoś innego. I potem było mi smutno że zmieniłam swoje plany, ale z drugiej strony myślę że nie warto podchodzić do życia aż tak sztywno. Pewne rzeczy wymagają od nas dyscypliny, ale w sumie większość rzeczy w jakie się ,,wpakujemy" powinno być luźną chęcią a nie jakimś przymusem. Ja np. często miałam problem z moją ambicją, chicałam sobie udowodnić że mogę robić super rzeczy, więc sporo energii wydatkowałam na systematyczną i bardzo angażującą prace. Natomiast od kiedy zrozumiałam że robiłam to ,,by coś sobie udowodnić" (może również innym ludziom) i że to w sumie nie ma sensu, bo co ja mam sobie udowadniać? To od tego czasu jest mi lżej, bo większość rzeczy robię z faktycznej ochoty a nie by pokazać sobie że JA TEŻ MOGĘ BYĆ SUPER! Wiadomo że trochę ambicji jeszcze nikomu nie zaszkodziło ,ale gorzej gdy nasza ambicja przerasta nasze prawdziwe chęci :ok

Ja lubię i chemię i duchowość. Zawsze mnie zastanawiało czemu ludzie myślą że trzeba stanąć tylko po jednej stronie ,,barykady", przecież te procesy wzajemnie się przenikają... :) Ale też uważam że dziwnym by było, jakbyśmy reagowali na coś w sposób tak automatyczny. Troche jak roboty. Wgl. wyobraziłam sobie że w przyszłości może istnieć mechanizm który będzie pokazywać poziom naszych hormonów w krwii, no i co, wtedy wszystkie nasze działania będą zależeć od nich? Zaniży nam się dopamina, to pójdziemy uprawiać sport lub zjemy coś słodkiego ( Pewnie więcej osób zrobi to drugie :D)? To brzmi dziwnie, wgl czemu ludzie uważają że trzeba na siłe być szczęśliwym, i unikać spokoju czy smutku. Wszystkie emocje są dla ludzi, z drugiej strony zauważyłam że im mniej unikamy nieszczęścia (traktujemy je jako coś bardziej neutralnego) tym bardziej jesteśmy szczęśliwi ;)

soma
Posty: 22
Rejestracja: 21 lutego 2018, o 19:30
Reputacja: 0
Płeć: K

Szczęście

Postautor: soma » 24 lutego 2018, o 13:02

Prometeusz pisze:. @Soma stwierdziła, że nie wierzy w chemie mózgu bo dla niej stany umysłu wywoływane są przez jakąś świadomość i różne ja, które nawiedzają ją. Ja się zapytałem o psychodeliki - czyli substancje chemiczne, które jak się uważa, a część sprawdziła to doświadczalnie :) - zmieniają stany umysłu.


Wiesz, Pro, moze zbyt pochopnie to tak napisalam, bo jak sie zastanowilam to i wierze w chemie i jej oddzialywanie gdy nie jest taka jak byc powinna, ale zaburzenia widze to jako symptom.
Swego czasu codziennie robilam gimnastyke, bo zauwazylam, ze po wysilku wydzielaja sie endorfiny i czuje sie dobrze. Ale nastepnego dnia znowu czulam sie do d..y i musialam dostarczyc nastepna doze cwiczen. To bylo takie uzaleznienie, zeby poprawic sobie nastruj. I mozna powiedziec, ze to dobrze. Ale teraz z perspektywy czasu widze, ze to byla tylko ucieczka od tego co powoduje dysharmonie w ciele. Po kilku latach takich poczynan cala moja lewa strona byla oslabiona, noga ledwo powloczylam. To "zmusilo " mnie do szukania powodu takiego stanu. No i rozpoczelam prace nad soba, prace z przekonaniami, emocjami, doznaniami.
Ja po prostu nie wierze, ze ta chemie mozna sobie naprawic tylko dostarczajac zewnetrznych bodzcow, chociaz moga byc tez przydatne, ale nie jako glowna terapia.

A co tych ja, to one mnie nie nawiedzaja, Ja po prostu stalam sie ich swiadoma.
I to jest bardzo pomocne, bo czesto utozsamiamy sie z jedna strona dualnosc, np. chce byc szczesliwa, a nie widzi sie tej, ktora nie chce byc szczesliwa, bo np. chce mamie na zlosc zrobic. I tu swiadomie bedziemy gonic za szczesciem a ta nieuswiadomiona strona bedzie nam to utrudniala, wrecz uniemozliwiala.
Ostatnio zmieniony 24 lutego 2018, o 13:13 przez soma, łącznie zmieniany 1 raz.

Evolution
Posty: 241
Rejestracja: 23 kwietnia 2011, o 13:52
Reputacja: 0

Szczęście

Postautor: Evolution » 24 lutego 2018, o 13:08

To Echart Tolle o tym pisal, ze miedzy szczesciem, a nieszczesciem jest pokój. Szczescie ma wiele imion, ale ogolnie rzeczbiorac to wytwor naszej cywilizacji, ktory moze obrocic sie przeciwko nam i nas teroryzowac. Mysle, ze mozemy korzystac z wiedzy, bo czemoz i nie? Jednakowoz, istnieje ryzyko ze to stanie sie bardziej szkodzace niz pomocne. No i trzeba pamietac o tym, ze to tylko wiedza i zmienia sie ona wraz z dokonaniami naukowcow. Jest tez głebszy wymiar wiedzy, tej nie intelektualnej który jest o wiele bardziej gruntowny. Nie ma nic zlego w korzystaniu z wiedzy intelktualnej naturalnie :)

Louii
Posty: 25
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:08
Reputacja: 1
Płeć: K
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Louii » 24 lutego 2018, o 13:11

No tak Soma, masz racje. Po prostu nasze problemy nigdy nie zatrzymają się jedynie na poziomie tej chemii, bo ta chemia nie rozumie powodów naszej krzywdy. No i faktycznie, to tak samo jak niektórzy uzależniają się od cukru bo nie umieją inaczej radzić sobie z emocjami. Okej to pomaga, ale tylko na chwilę, dlatego jedzą tego cukru zdecydowanie za dużo, co potem widać w ciele fizycznym ;)

Dlatego no warto korzystać z takich lifehacków i np. jak poczujemy się gorzej to pójść pobiegać, ale warto też się zastanowić jakie przekonania powodowały u nas zły humor?? No i popracować z nimi, zacząć być bardziej świadomym własnej istoty. To tak jak u mnie, niby byłam szczęśliwa bo wydawało mi się że robię super rzeczy, ale mimo wszystko nieraz dopadał mnie ogromny dół i miałam takie poczucie, że coś jest nie tak. Gdy zrozumiałam że po prostu mam przerost ambicji, a to bezsensu, bo jestem super osobą bez względu na to co robię i czy komuś to udowadniam czy nie, to dopiero poczułam się lepiej. Robienie rzeczy ktore dały mi widoczne nagrody powodowały u mnie szczęście, ale to było jak lekarstwo na ból które jednak nie niszczy przyczyny, a same objawy (i to na chwilę).

Hmm głębszy wymiar wiedzy ;) No tak, coś w tym jest.

soma
Posty: 22
Rejestracja: 21 lutego 2018, o 19:30
Reputacja: 0
Płeć: K

Szczęście

Postautor: soma » 24 lutego 2018, o 13:32

A jeszcze o chemii. Lubie czytac rosyjskich naukowcow od zdrowia, bo oni maja inne podejscie od naszego. Jeden z takich naukowcow napisal, ze mamy tych przekaznikow pod dostatkiem we krwi, ale co z tego jak nasze komorki maja utwardzone blony i te hormony nie moga przedostac sie do komorek? Tlen nie moze przedostac sie do komorek pomimo, ze oddychamy gleboko, dotleniamy sie i w krwi mamy duzo tlenu, Czyli komorki sa niedotlenione, chemia nie moze im byc dostarczona i blednie myslimy, ze trzeba uzupelniac chemie.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Prometeusz » 24 lutego 2018, o 17:57



:kwiatek

Atrix
Posty: 3
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:23
Reputacja: 3

Szczęście

Postautor: Atrix » 25 lutego 2018, o 02:10

Zaczynam dochodzić do wniosku, ze cały "problem" bierze się z ego, które potrzebuje znać odpowiedz na każde pytanie. Po co to robi? może chce mieć wszystko dobrze poukładane, bo chce mieć wszystko pod kontrolą, a powodem tego jest nieuświadomiony strach przed nieznanym, a tym nieznanym, niezrozumianym i strasznym przeciwnikiem jest... życie :)

Wbrew temu jak nazywa się ten temat ja nie poszukuje szczęścia i zdaje sobie sprawę z tego, że brak poszukiwania jego jest właśnie nim :) Czego nie wolno mylić z nieświadomym życiem, przepełnionym ślepym działaniem w imieniu ego. Utworzyłem ten post ponieważ nie mogłem pogodzić się z tym do czego doszedłem, a mianowicie, że wszystko co zewnętrzne i w pewnym sensie wewnętrzne (myśli, emocje) jest czysto materialne, że wszystko podlega pewnym prawom, że każda nasza działalność jest skutkiem jakiejś przyczyny, że być może nie istnieje coś takiego jak wolna wola. Nie dawało mi to spokoju, przestałem widzieć sens w dążeniu do czegokolwiek. Kiedy robisz w życiu coś co myślisz, że wypływa z Ciebie, z Twojego wyjątkowego, niepowtarzalnego duchowego wnętrza i daje Ci to wielką radość, a potem uświadamiasz sobie, że to tak naprawdę nie jesteś Ty, że wszystko to skutek jakichś procesów chemicznych i psychologicznych w Twoim mózgu, że to co nazywasz szczęściem jest aż do bólu zwyczajnym odczuciem, to może zdarzyć się tak, że tracisz zainteresowanie tą rzeczą, ostatecznie nie widzisz sensu w niczym, nie wiesz po co żyjesz. I tak własnie ja miałem. Louii piszesz o tym, że świat duchowy wpływa na ten fizyczny, a ja to widzę tak, że duchowość wyswobadza nas z destrukcyjnego mechanizmów umysłu, które często są odpowiedzialne za nieprawidłowe funkcjonowanie systemu mózg - ciało, a wiec nie jest to wpływ bezpośredni, a jest to jakby skutkiem ubocznym duchowości ;-) A ja chciałbym wierzyć, że jest coś więcej co stoi za na przykład posiadaniem marzeń, spełnianiu się w swojej pasji, tworzeniu wyjątkowych rzeczy itp. zamiast widzieć tylko przyczynę i skutek, które wynikają z czegoś zupełnie materialnego, bo przecież ostatecznie nasze myśli i emocje są również materialne, ale... czy to źle, czy to jest mało? :)

Chyba zaczynam odpuszczać, czuje że pojawia się we mnie wewnętrzna zgoda na to co wydawało się być niemożliwym do zaakceptowania, bo jak to świetnie ujęłaś Louii "nawet jeśli wszystko jest iluzją, i tak na prawdę jesteśmy tylko mieszaniną kolejno postępujących po sobie przemian chemicznych, to czy i tak nie lepiej być wiecznie szczęśliwą iluzją (dzięki medytacji i rozwojowi) niż iluzją która jest skazana na wciąż te same schematy?". Nie widzę innej drogi niż tylko pogodzić się z tym, ale o dziwo czuję się z tym dobrze. Ok, uznajmy, że życie jest super skomplikowanym algorytmem, procesem chemicznym, czy czymkolwiek innym, ale mi to chyba nawet pasuje ;-) to zresztą mało powiedziane, bo ja lubię się w nim zanurzać, być jego częścią i jednocześnie być jego świadomym obserwatorem. Może i jest tak, że za tym wszystkim stoi instynkt przetrwania, jakieś uwarunkowania czy cokolwiek co mogłoby wpływać na moje działanie, to jednak nie mogę zaprzeczyć, że to wszystko jest! że ja jestem, że widzę, czuję, oddycham, że inni tez żyją, że mogę doświadczać tych wszystkich wspaniałych rzeczy, ludzi, zdarzeń, bo takie one właśnie są, bo życie jest cudem! I nie warto o nim myśleć, analizować, jeżeli to nas od tego życia jedynie oddziela, to właśnie zaczynam powoli rozumieć, bo czy można lepiej je poznać i zrozumieć jak po prostu nim żyjąc, będąc jego częścią, jednocześnie będąc świadomym, nie ulegając schematom rządzącym światem, tym co podpowiada nam ego itd. To dziwne, bo teraz nie widzę żadnego problemu, jest jak jest, jestem tym kim jestem, nie przeszkadza mi nawet materialność tego świata, właściwie to nie mogę się nadziwić jaka jest wspaniała! Dziwne rzeczy, nie wiem co jest grane, może to dzięki medytacji? wszystko jest bardziej żywe i równocześnie ma w sobie jakiś spokój! a wiecie co jest w tym najlepsze? ze to jest, takie jakie jest, po prostu, jakaś subtelna energia, której jestem świadom powoduje, że odnajduje ten spokój również w sobie, albo na odwrót, dzięki medytacji odkrywam ten wymiar w sobie i dzięki temu również na zewnątrz w innych osobach, rzeczach, w patrzeniu na gałęzie drzewa poruszane przez wiatr, niesamowite.

Więc Może to wszystko przez świadomość, która zagubiła się w swoim umyśle, za dużo interpretacji, przez które pomijam to coś czego nie ma potrzeby wyjaśniać, wystarczy, że to jest :) Nie wiem, może to medytacja zaczyna naprawdę działać, czy o tym mówiłeś Prometeusz? ;-)

Naprawdę ciesze się, że napisałem tutaj o tym i dziękuje Wam za chęć pomocy. Pozdrawiam :aniol

Evolution
Posty: 241
Rejestracja: 23 kwietnia 2011, o 13:52
Reputacja: 0

Szczęście

Postautor: Evolution » 25 lutego 2018, o 08:46

Cieszymy sie razem z Tobą, piękny wgląd :)

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Prometeusz » 25 lutego 2018, o 09:31

Bardzo dobrze to ująłeś @Atrix. :-> Nie będę jednak Ci nic sugerował, widzę, że jak do tej pory wszystko dzieje się tak jak należy, a wszystko jest jakie jest. :aniol

Zabawne, że osoby zajmujące się duchowością, często robią z ludzi takie zagubione owieczki, którym nie trzeba dać odpowiedzi (których nie mają), ale koniecznie trzeba dać pokrzepienia. I z dobrego serca wciągają ludzi spowrotem do iluzji, tylko tym razem własnych. De Mello mówił o tym, że ciężko mu pogodzić role psychologa i przewodnika duchowego, bo jako psycholog ma dać ludziom ukojenie i ulge, ale jako przewodnik powinien dać ludziom cierpieć, bo tylko w ten sposób mogą zdać sobie sprawę, że to czego się trzymają to lipa, która ich więzi i powstrzymuje od przebudzenia.

Dualizm można rozumieć jako podział świata na ducha i materię, a te sfery się nie przenikają - widzę je jako jedno. Ludziom się wydaje, że jak puszczą swoje "duchowo-magiczne" przekonania i przyjmą do wiadomości fakty, to ze świata coś im ubędzie... że ubędzie im element radości. To prawda, że im bardziej zbliżają się do świata takiego bez filtrów zniekształcających, tym bardziej czują się zdołowani, ale czemu tak się dzieje? Nie powoduje tego odrzucenie pewnych przekonań samo w sobie, mówiąc językiem TR są to wahadła (myśli), które walczą o przetrwanie, które wyczuwają, że przestanie im będzie dostarczana energia, którą się sycą, a im bliżej człowiek jest tej neutralności spojrzenia tym bardziej walczą. Dlatego medytacja może być tak skuteczna (uwalnia z przywiązania do myśli), choć ona też może stać się fasadą. Często dzieje się tak, że gdy zaczynamy medytować, to z początku nasze zachowanie się pogarsza i stajemy się bardziej kompulsywni. To właśnie to. :) Kiedy nam się uda, kiedy przejdziemy "tą ciemną noc", to wszystko wraca do normy, tyle, że my już nie mamy bagażu z krępujących nas przekonań, nie musimy ani poklepywać się po ramieniu, ani wycofywać się, gdy przychodzi konfrontować logikę z przekonaniami. To jak w filmie z Neo decyzja musi zostać podjęta przez każdego indywidualnie, czy bierze niebieską pigułkę i wraca do swojego "pocieszającego" snu, czy bierze czerwoną i nagle widzi, że był żywą baterią dla czegoś o czym nie zdawał sobie sprawy, a świat nie jest taki jak o nim myślał będąc w matrixie.

Polecam lekturę.
Myśl jest Twoim wrogiem.

PS. Na koniec dnia, wszystkie terminy i twierdzenia jakie zawarłem w tym poście można sobie odpuscić. Jeśli zacznie się w to na 100% wierzyć to też można się pomylić. Nie ma jednego najlepszego widzenia świata, choć są rzeczy, które lepiej z nim koresponduja i takie które bardziej odlatują. :roll:

Namaste xD

:kwiatek

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Prometeusz » 25 lutego 2018, o 11:28

nie poszukuje szczęścia i zdaje sobie sprawę z tego, że brak poszukiwania jego jest właśnie nim :) Czego nie wolno mylić z nieświadomym życiem, przepełnionym ślepym działaniem w imieniu ego.


Dokładnie! Nieświadome rozumiem jako brak wiedzy. Samo Ego może być terminem wieloznacznym . O ile się nie mylę termin ten został ukuty przez Freuda w systemie dość sensownym w przeciwienstwie do innych jego poglądów i dotyczył modelu ID-EGO-SuperEgo. Id to nasze potrzeby biologiczne i zachcianki, nieraz zachowania infantylne. Ta nasza część jest niezdyscyplinowana, reaktywna, impulsywna. SuperEgo to normy i zasady, to co pomaga nam poruszać się w świecie, świecie społecznym i kultury. Wzorce postępowań, (rzetelna) wiedza. W trochę innej teorii to jest ta konstruktywna część, ktora chce naszego dobra, ale porafi być mało ludzka, bo to też dyscyplina. Ego to nasze ja, ktore stara się pogodzić obie powyższe części, szczegolnie pod kątem celów i planów jakie sobie stawiamy. Jeśli jest dobry balans i żadna z tych części nie jest tłumiona to wtedy jest najbardziej optymalna sytuacja.

I tak własnie ja miałem.


I to jest naturalne. Tzw. kryzys egzystencjonalny. Człowiek od wieków różnie próbuje sobie radzić. Tworzy w wyobraźni zaświaty, powołuje bogów byleby się z tym nie konfrontować. Po przebudzeniu widzimy, że to co było źródłem smutku, równie dobrze może być źródłem radości i to takiej nieobarczonej ciężarem i zniekształceniami poznawczymi. :-)

Louii piszesz o tym, że świat duchowy wpływa na ten fizyczny, a ja to widzę tak, że duchowość wyswobadza nas z destrukcyjnego mechanizmów umysłu, które często są odpowiedzialne za nieprawidłowe funkcjonowanie systemu mózg - ciało, a wiec nie jest to wpływ bezpośredni, a jest to jakby skutkiem ubocznym duchowości ;-)


Piękne wyjaśnienie. <3 :ok Wydaje mi się, że masz wysokie umiejętności pisarskie, może chcesz ze mną napisać książkę? ;-)

I nie warto o nim myśleć, analizować, jeżeli to nas od tego życia jedynie oddziela, to właśnie zaczynam powoli rozumieć, bo czy można lepiej je poznać i zrozumieć jak po prostu nim żyjąc


Doszedłem do wniosku, że ten wątek warto rozwinąć, gdyż uważam, że jedno nie wyklucza drugiego.

Jest taka zasada w psychologii dla terapeutów i psychologów - nie analizujemy swoich bliskich i członków rodziny. Jesli dostrzegamy problem, to kierujemy ich na terapię do kogoś innego. Myślę, że panuje tu podobna relacja (tyle, że ze światem). Człowiek uchodzi za istotę w wiekszości irracjonalną i nasze związki miedzy ludzkie też mają charakter irracjonalny. Włączenie krytycyzmu i oceniania może nam popsuć to co z natury działa dobrze.

Czy to znaczy, że wiedza psychologiczna powinna iść do kosza? Nie, to za daleko posunięty wniosek.

Po pierwsze, taka wiedza pozwala nam lepiej zrozumieć drugiego czlowieka, jeśli za nią idzie spokój i wyrozumiałość. To znaczy akceptujemy fakt, że człowiek jest jaki jest nie z własnej winy, tylko podlega prawom, ktore go uksztaltowany i za nim stoi środowisko z którego się wywodzi. Takie zrozumienie jest na plus. W dodatku możemy sobie lepiej radzić.

Po drugie warto zdobyć umiejętność działać w tych dwóch trybach i umieć się przełączać. Nauczyć się analizować i w odpowiednim momencie przestać, by po prostu być. Te dwa punkty ta taka sztuką posiadania dystansu. Wszystko to w odniesieniu zarówno do świata i ludzi.

Trzeci punkt to zrozumienie problemu, który dotyka (większą część) ludzi - antropomorfizacja świata. Nawet jak nie wierzymy w bogów, to myślimy o świecie, wszechświecie w kategoriach osobowych. To nam "ociepla" jego obraz w naszych głowach, pozwala się z nim oswoić. Jednak takie podejście obarczone jest skrzywieniem. Najlepszym na to lekarstwem są wglądy z medytacji, choć niezawsze. Wniosek jest taki, że nie trzeba czynić świata osobą, aby mieć do niego zaufanie (oparte na wiedzy) i dostrzegać jego piękno, aspekt emocjonalny nie może przysłaniać nam dostrzegania prawidlowych schematów.

Więc Może to wszystko przez świadomość, która zagubiła się w swoim umyśle, za dużo interpretacji, przez które pomijam to coś czego nie ma potrzeby wyjaśniać, wystarczy, że to jest :) Nie wiem, może to medytacja zaczyna naprawdę działać, czy o tym mówiłeś Prometeusz? ;-)


Medytacja też. Nie ma sensu szukać tego jednego czynnika, ja go nie znam, ważne, że załapałeś. ;-) 8-)

Louii
Posty: 25
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:08
Reputacja: 1
Płeć: K
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Louii » 25 lutego 2018, o 12:24

,,. Louii piszesz o tym, że świat duchowy wpływa na ten fizyczny, a ja to widzę tak, że duchowość wyswobadza nas z destrukcyjnego mechanizmów umysłu, które często są odpowiedzialne za nieprawidłowe funkcjonowanie systemu mózg - ciało, a wiec nie jest to wpływ bezpośredni, a jest to jakby skutkiem ubocznym duchowości ;-) " -No myślę że to nie ma większego znaczenia czy uznamy że to wpływ bezpośredni czy skutek uboczny- pewnie zależy od tego jak ktoś ocenia duchowość w swoim życiu i co jest dla niego ważniejsze ;) Niemniej jednak cieszę się że jest Ci lepiej. I to co napisałeś, materialność świata to coś czym można się zachwycać. Jest to jak najbardziej prawda, mimo że dobrze jest dbać o duchowy wymiar naszego istnienia, to tak samo nie można kompletnie olać tej części materialnej, która w swoim skomplikowaniu jest na prawdę piękna. Bo to niesamowite, że to tak skomplikowany schemat a zarazem tak idealnie pasujący, nie posiadający żadnych błędów. Także nie traktujmy naszego fizycznego świata jako więzienia, a raczej jak coś co daje nam możliwość spełniania się na płaszczyźnie fizycznej ;) Bardzo się cieszę, że już Ci lepiej, i zamiast uważać te wszystkie procesy jako coś ograniczającego, w końcu to zaakceptowałeś :przytul Myślę że to ważny krok w głębszym zrozumieniu sensu naszego istnienia :D

Zawsze mnie zastanawia dlaczego ludzie potrzebują ,,wielkich" rzeczy, by sie nimi zachwycać. Przecież nawet jak sam napisałeś, ruch gałęzi na wietrze, jest czymś magicznym i pięknym, jeśli tylko zmienimy nasze postrzeganie na bardziej świadome :D
,,Więc Może to wszystko przez świadomość, która zagubiła się w swoim umyśle, za dużo interpretacji, przez które pomijam to coś czego nie ma potrzeby wyjaśniać, wystarczy, że to jest :)" - No tak my ludzie za dużo chcemy interpretować, chcemy by wszystko miało swoją etykietę, było zrozumiałe dla naszego umysłu, a najlepiej jeszcze opisane w jakimś schemacie. Nieraz ludzie gubią się w tym i zaczynają uważać że świat jest właśnie tymi interpretacjami i schematami, podczas gdy życie jest zjawiskiem samym w sobie.


Prometeuszu myślę że ludzie wszystkie odpowiedzi mają w sobie, a jak ktoś Ci je da jak na tacy to to kompletnie bezsensu. Z drugiej strony można dać ludziom narzędzia by umieli znaleźć te odpowiedzi, bo pokrzepienie nieraz niewiele da jak sam napisałeś.
No tak cierpienie jest nieuchronną częścią naszego istnienia, i im bardziejj od niego uciekamy tym bardziej ono daje o sobie znać.
,,To prawda, że im bardziej zbliżają się do świata takiego bez filtrów zniekształcających, tym bardziej czują się zdołowani, ale czemu tak się dzieje? Nie powoduje tego odrzucenie pewnych przekonań samo w sobie, mówiąc językiem TR są to wahadła (myśli), które walczą o przetrwanie, które wyczuwają, że przestanie będzie im dostarczana energia, którą się syca, a im bliżej człowiek jest tej neutralności spojrzenia tym bardziej walczą. Dlatego medytacja może być tak skuteczna (uwalnia przywiązanie do myśli), choć ona też może stać się fasadą. Często tak się dzieje, że gdy zaczynamy medytować, to z początku nasze zachowanie się pogarsza i stajemy się bardziej kompulsywni. To właśnie to. :) Kiedy nam się uda, kiedy przejdziemy "tą ciemną noc", to wszystko wraca do normy, tyle, że my już nie mamy bagażu z krępujących nas przekonań, nie musimy ani poklepywać się po ramieniu, ani wycofywać się z dyskusji, gdy przychodzi konfrontować fakty z przekonaniami. To jak w filmie z Neo decyzja musi zostać podjęta przez każdego indywidualnie, czy bierze niebieską pigułkę i wraca do swojego "pocieszającego" snu, czy bierze czerwoną i nagle widzi, że był żywą baterią dla czegoś o czym nie zdawał sobie sprawy, a świat nie jest taki jak o nim myślał będąc w matrixie. " -No bardzo dobrze ujęte, niestety jest wiele osób którzy z lenistwa wybierają powrót do snu. Bo to w sumie... łatwiejsza ścieżka. Natomiast no nie krytykuje tego, bo tak jak napisałeś każdy ma prawo wyboru o własnym losie.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Prometeusz » 25 lutego 2018, o 15:49

No myślę że to nie ma większego znaczenia czy uznamy że to wpływ bezpośredni czy skutek uboczny- pewnie zależy od tego jak ktoś ocenia duchowość w swoim życiu i co jest dla niego ważniejsze ;)


Może nie tyle jak ktoś ocenia, tylko na jakiej płaszczyźnie oceniamy znaczenie interpretacji. Jeśli chodzi o ciągłość logiczną, tzw. spójność twierdzenia to ma to znaczenie. Jeśli chodzi o to czy posiadanie niespójnego przekonania odbije się na życiu danej osoby to nie musi to mieć znaczenia lub może sprawiać wrażenie dawania komfortu. Tylko jak daleko mogą zajść takie niespójności w dalszej i większej perspektywie? Podoba mi się metafora użyta kiedyś przez Tomasza Witkowskiego: "Mam w kieszeni grosik, czy dwa, albo nawet złotówkę. To niewiele i strata tego niewiele wniesie do mojego życia, więc wrzucam to do fontanny, tak "na szczęście", tylko potem przyglądam się bardziej co znajduje się w fontannie, a tam widzę całe stosy moment, które pokrywają całą przestrzeń fontanny".

Dobrze jest dbać o duchowy wymiar naszego istnienia, to tak samo nie można kompletnie olać tej części materialnej,


Prawda. Dobrze, ze można dbać o dwa na raz (gdy rozpoznamy, że są jednym). :)

Zawsze mnie zastanawia dlaczego ludzie potrzebują ,,wielkich" rzeczy, by sie nimi zachwycać.


Odpowiedzi jest pewnie więcej, ja znam dwie. Pierwsza to prestiż i status społeczny - nawet jak ludzie się tego wypierają to i tak się tym kierują. A druga to to, że ludzie postrzegają wielkie rzeczy, wielkie osiągnięcia jako coś co daje poczucie bezpieczeństwa. Ruchy gałęzi mogą być satysfakcjonujące poznawczo, ale nie mają ani znaczenia społecznego, ani nie wpływają na, nie kojarzą się z bezpieczeństwem.

Oczywiście można stworzyć pięknego bloga o duchowości, wkleić ładny obrazek liści i gałązek na wietrze, romantycznie opisać całą sytuację pobudzając wyobraźnie czytelnika, skojarzyć to z kilkoma innymi rzeczami mającymi subiektywną wartość i w ten sposób sprzedać ideę patrzenia na gałązki jako coś co wzbudza zachwyt. Normalnie jak będąc w jakimś otoczeniu zaczynasz zachwycać się czymś dla innych prostych (samemu dostrzegając złożoność rzeczy) to wychodzisz na dziwaka i słyszysz "co Ci odwaliło?!" :lol:

,,Więc Może to wszystko przez świadomość, która zagubiła się w swoim umyśle, za dużo interpretacji, przez które pomijam to coś czego nie ma potrzeby wyjaśniać, wystarczy, że to jest :)" - No tak my ludzie za dużo chcemy interpretować, chcemy by wszystko miało swoją etykietę, było zrozumiałe dla naszego umysłu, a najlepiej jeszcze opisane w jakimś schemacie. Nieraz ludzie gubią się w tym


Według tego co wiem to nie jest tak, że ludzie "chcą tego", po prostu interpretacja i schematy to jedyny sposób ludzkiego rozumienia, umiejętność której nie da się pozbyć lub wyłączyć, to znaczy da się, ale wtedy raczej nie mówimy o zrozumieniu, tylko o czymś innym. W tym wszystkim gubią się Ci co mają słabo rozwiniętą tą umiejętność i myślą chaotycznie, a w dodatku nie są wstanie przetwarzać większej ilości danych. Ten mechanizm działa też tak, że nie ma limitów, tzn. im więcej wiemy (i nie jest to wiedza śmieciowa, chaotyczna) tym proces uczenia staje się szybszy, stajemy się bardziej elastyczni i otwarci.

Pomyśl tylko - jak żyliśmy w prymitywnych plemionach i nawet nie mówiliśmy, tylko pochrząkiwaliśmy i sygnalizowaliśmy sobie rzeczy ciałem to wtedy wiedzy nie było, więc według Twojej definicji powinniśmy być najbardziej oświeceni. A było raczej tak, że kto nie był z naszego plemienia to był wrogiem i zabijaliśmy się nawzajem, a nawet zjadaliśmy. W średniowieczu można było zginąć za przekonania. Dziś średnio każdy człowiek ma jakieś 50x więcej wiedzy o świecie niż niektórzy nasi dziadkowie czy pradziadkowie i żyjemy w miarę pokojowym społeczeństwie, przynajmniej takim w którym panują pokojowe zasady, nie ma już drobnego plemienia i pomału skala sięga całego globu. Jest to właśnie wszystko skutek większej wiedzy, a nie medytacyjnej duchowości (którą zresztą cenie, ale bądźmy szczerzy). Problemem jest tylko to gdy wraz z wiedzą nie następuje rozwój inteligencji emocjonalnej i człowiek zamyka tą swoją nie raz bogatą wiedzę w mechanizmy stadne. Tworzy umysłową narrację świata i w nią mocno wierzy. Ale przecież takie samo zachowanie dotyczy ludzi zajmującymi się duchowością. Więc to nie jest problem samej wiedzy tylko raczej braku sceptycyzmu co do własnych przekonań i mocnego utożsamienia się z wiedzą.

Prometeuszu myślę że ludzie wszystkie odpowiedzi mają w sobie,


Patrz wyżej. Choć wydaje mi się, że chodzi Ci o to by poznać siebie (mi akurat wiedza w tym pomaga) i nauczyć się akceptacji, wychodzić "z głowy" i umieć odsapnąć.

a jak ktoś Ci je da jak na tacy to to kompletnie bezsensu.


No tak. :) Nikt za nas nie sprawi, że zaczniemy rozumieć. Samemu trzeba przemyśleć pewne rzeczy, zastanowić się nad podstawowymi pojęciami i tym jak się łączą ze sobą.

Z drugiej strony można dać ludziom narzędzia by umieli znaleźć te odpowiedzi, bo pokrzepienie nieraz niewiele da jak sam napisałeś.


Otóż to, trzeba dać narzędzia. Lecz raczej nie chodzi o duchowe slogany, bo te rzeczywiście można samemu wymyślić czekając na hamburgera w Macu. :-P

No tak cierpienie jest nieuchronną częścią naszego istnienia, i im bardziejj od niego uciekamy tym bardziej ono daje o sobie znać.


Sprawa cierpienia to jeden temat. Tutaj się zgadzamy. :) Ja dostrzegam jednak temat "komfortu i dyskomfortu". Medytacja do dobra lekcja. Jeśli życie i medytacje potraktujemy jedynie jako sposób na relax - dostarczanie sobie komfortu. To nie wyciągnęliśmy puenty z tej lekcji. ;-)

-No bardzo dobrze ujęte, niestety jest wiele osób którzy z lenistwa wybierają powrót do snu. Bo to w sumie... łatwiejsza ścieżka. Natomiast no nie krytykuje tego, bo tak jak napisałeś każdy ma prawo wyboru o własnym losie.


Krytykowanie nie ma sensu. Aczkolwiek ja już tak mam, że nie zawsze wypowiadam się w sposób poprawny politycznie, cenie sobie spokój i serdeczność ludzi, ale nie jeśli to jest tylko poza. I po za tym mam tak jak sama to opisywałaś mówiąc o sobie, nie czuję powodu by czuć się wzajemnie urażonym, jeśli powiedziało się coś jako uczciwą argumentację, która jednak się nie podobała, ze względu na przekonania. Próbuję nie wchodzić w zbędne waśnie, ale mam już taki charakter, że jak coś dotyka, głęboko zakorzenionych we mnie wartości to czasem mam potrzebę coś powiedzieć na ten temat nawet jeśli to nie będzie się podobać. :aniol :kwiatek

Louii
Posty: 25
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:08
Reputacja: 1
Płeć: K
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Louii » 25 lutego 2018, o 16:39

No tak, to co ja też nie raz powtarzam w moich wypowiedziach to to że uważam że oba wymiary (fizyczny i niefizyczny) się przenikają, także no również nie jestem fanką odróżniania tych dwóch wymiarów aczkolwiek dla lepszego zrozumienia tego co mówię to je tak słownie dziele. Idea nondualizmu jest super, natomiast dualizm pomaga nieco w komunikacji, bo można dokładnie określić o co nam chodzi. Natomiast to że wyróżniam w swoich wypowiedziach świat duchowy i fizyczny, to nie oznacza dla mnie że uważam że one są oddzielne i nie przenikają się. Uważam że to w zasadzie wciąż ten sam świat tylko percepcja inna. Natomiast dla usprawnienia komunikacji i lepszego zrozumienia stosuje ten podział.

,,Ruchy gałęzi mogą być satysfakcjonujące poznawczo, ale nie mają ani znaczenia społecznego, ani nie wpływają na, nie kojarzą się z bezpieczeństwem. " - To zależy, czym określasz bezpieczeństwo. Wiem że dla wielu osób ruch gałęzi nie swiadczy o bezpieczeństwie (dla większości ludzi to w zasadzie o niczym nie świadczy). Natomiast jeśli założymy że adoracja życia i świata daje mi poczucie bezpieczeństwa i miłości, to nawet ruch gałęzi może budzić we mnie miłe odczucia i sprawiać że się niczego nie boję. Bo czego mam się bać? Świat jaki jest każdy widzi, on w swojej pierwotnej naturze jest neutralny, to ludzie nadali w nim znaczenie zła i stworzyli te zło nie szanując innych osób (ich życia, poglądów, dobrego imienia). Natomiast świat sam w sobie jest piękny i bezpieczny, i nie widzę powodu by uważać inaczej. Szczerze mówiąc na pewnym poziomie nie istnieje coś takiego jak brak bezpieczeństwa, bo ludzie przestają nawet obawiać się o swoje życie. Bo jeżeli ktoś zrozumie że jest wieczny, to czemu ma bać się tego że umrze, skoro śmierć będzie niczym innym jak początkiem nowej historii? Kiedyś interesowałam się tarotem, tam karta śmierci właśnie przedstawiana jest jako ,,nowy początek i zmiany", a nie jako zbliżająca się tragedia. Gdyby ludzie w ten sposób postrzegali życie, jako tylko ,,część niekończącej się historii" to każdemu żyłoby się lżej. Bo jak widać takie organizacje jak kościół katolicki nie daje zbyt dużego poczucia bezpieczeństwa, mimo że teoretycznie taki był zamiar tej organizacji... To jednak skończyło się to wraz z chwilą gdy zaczęli obiecywać ludziom że ci którzy nie chodzą do kościoła, idą do piekła. Co za głupota.

Tak wiem, ludzie nie potrafią się zachwycać małymi rzeczami i często śmieją się z takich osób. Ale wiesz no, dla mnei to nie powód by zamykać się na myślenie typowego kowalskiego, który uważa że jeśli nie kupi nowego mercedesa to już nigdy nie będzie szczęśliwy.
Uważam że każdy ma prawo żyć jak chce, więc nie interesuje mnie jeśli ktoś uważa że sposób w którym ja żyje jest nieprawidłowy, bo myślę że to tylko kwestia innej perspektywy.

,,
Pomyśl tylko - jak żyliśmy w prymitywnych plemionach i nawet nie mówiliśmy, tylko pochrząkiwaliśmy i sygnalizowaliśmy sobie rzeczy ciałem to wtedy wiedzy nie było, więc według Twojej definicji powinniśmy być najbardziej oświeceni. " - Definicją mojego oświecenia nie jest bezmyślność, tylko harmonia umysłu. Myśle że neandertalczycy jej nie mieli, tym bardziej że polegali głównie na swoich pierwotnych instynktach. Tam bardzo obecny był strach, pożądanie etc. Także tka jak powiedziałeś kwestia by nie uważać że moje poglądy to ja, i nic więcej. Trzeba zachować otwarty umysł.


,,Otóż to, trzeba dać narzędzia. Lecz raczej nie chodzi o duchowe slogany, bo te rzeczywiście można samemu wymyślić czekając na hamburgera w Macu. :-P "- Zdecydowanie nie chodzi o duchowe slogany. Myślałam bardziej o medytacji i świadomości tu i teraz, ale też można ludziom podpowiedzieć jak analizować swoje uczucia, myśli, co ma sens, a co nie bardzo go posiada. Natomiast to oni na podstawie swojego doświadczenia z medytacją itd. powinni sami stwierdzić co jest dla nich ważne a co nie.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Prometeusz » 25 lutego 2018, o 19:23

Ja rozumiem potoczne użycie takiego podziału, bo zdaje się, że chciałaś rozróżnić taką medytację i skupienie na emocjach, od powiedzmy biegania i diety. Natomiast w tym miejscu, omawiając specyficzne zagadnienie zwracam uwagę na to uwagę i sam jakoś nie czuję potrzeby tworzenia podziału w tym miejscu. Mam nadzieję, że nie masz do mnie o to pretensji? :roll:

Świat (...) w swojej pierwotnej naturze jest neutralny, to ludzie nadali w nim znaczenie
(...)
Natomiast świat sam w sobie jest piękny i bezpieczny, i nie widzę powodu by uważać inaczej.


:?

Świat jaki jest każdy widzi
(...)
nie istnieje coś takiego jak brak bezpieczeństwa, bo ludzie przestają nawet obawiać się o swoje życie.


Ja nie wiem jaki świat jest, choć coś tam widzę... podobno mędrzec i głupiec nie widzą tego samego drzewa...

...i drapieżnika w zaroślach. :-P

Definicją mojego oświecenia nie jest bezmyślność, tylko harmonia umysłu. (...)Także tka jak powiedziałeś kwestia by nie uważać że moje poglądy to ja, i nic więcej. Trzeba zachować otwarty umysł.


Fakt, nie podałaś definicji, źle to sformułowałem. Użyłem logicznej implikacji, argumentum ad absurdum. Dla mnie harmonia umysłu wynika z posiadania spójnych racjonalnych przekonań. Aby tak się działo, trzeba zdobyć trochę wiedzy o świecie.

Jeden z moich ulubionych cytatów: Ludzie trafiają do nieba nie dlatego, że opanowali swoje namiętności, rządzili nimi lub ich nie mieli, ale dlatego, że kultywowali rozumienie świata i ludzi. W.Blake

Co do reszty kwestii to pewnie miałbym więcej do powiedzenia, ale to raczej grubsza sprawa na kolejne tematy. :)

Dzięki za rozmowę. :kwiatek :przytul

Louii
Posty: 25
Rejestracja: 18 lutego 2018, o 18:08
Reputacja: 1
Płeć: K
Kontaktowanie:

Szczęście

Postautor: Louii » 25 lutego 2018, o 20:08

Nie no wiesz, mam do Ciebie pretensje, i to ogromne. Jak to sie mówi, puszczam focha i idę w długą :lol: :evil: :evil: :evil: :lol:

Podoba mi się neutralność świata, uważam ją za piękna. Coś w tym niezrozumiałego? :lol:
No fajny cytat fajny :D
To czekam na kolejny, ciekawy temat ;)


Wróć do „Świadomość”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości