Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Droga świadomości - Inspiracje, teksty i artykuły.
Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 6 listopada 2015, o 16:56

Rozumiem to jako podejście do moralności jak do intersubiektywnego fenomenu, który jawi się ludziom i jest mechanizmem powstałym w procesie ewolucji. Uważacie, że moralność zależy od zasad społecznych. Ja natomiast uważam, że to jakimi zasadami kieruję się wobec społeczeństwa jest wynikiem mojej moralności, która opiera się na moim własnym sumieniu (bo od zawsze lekceważyłem normy społeczne i istniały dla mnie tylko te, które sam rozumiałem, bo przemyślałem, albo zostały mi wytłumaczone). U mnie ta moralność funkcjonuje na płaszczyźnie idealnej. Dopiero następnie porównuję siebie do tej płaszczyzny i to ja mam do tego pasować, a nie ona do mnie, bo nie chcę żyć w iluzji racjonalizacji, wyparcia, zaprzeczenia. Podobne jest moje podejście do życia, które albo ma wartość i się opłaca, albo nie. Nie dorabiam racjonalizacji do dogmatu, że trzeba żyć i że życie ma wartość samą w sobie.

Wasze podejście rozumiem jakbyście traktowali moralność tak jak np piękno, które jest relatywne na najgłębszym poziomie rozkminy. Tylko, że nadal można potraktować piękno jako uniwersalną wartość, podobnie jak można zrobić z moralnością. I o ile co do piękna można się spierać, to co do moralności nie można, bo podane przeze mnie przykłady są zawsze i wszędzie niemoralne.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Prometeusz » 6 listopada 2015, o 18:43

Rozumiem to jako podejście do moralności jak do intersubiektywnego fenomenu, który jawi się ludziom i jest mechanizmem powstałym w procesie ewolucji. Uważacie, że moralność zależy od zasad społecznych.


Ok dzięki za próbę, choć nie udało Ci się, bo wg. mnie moralność nie jest ani intersubiektywna, ani nie jest fenomenem. Ewolucja odgrywa pewną rolę (a czego one nie dotyczy?) lecz nie jest ona tu najstotniejsza. To że zależy od zasad można różnie rozumieć. Zależność tu jest, ale mam wrażenie, że ją też inaczej rozumiemy.

U mnie ta moralność funkcjonuje na płaszczyźnie idealnej.


W zasadzie tutaj mamy jedyny punkt zaczepienia, o którym można byłoby sensownie porozmawiać. Tylko moje podejście jest empiryczne, a twoje apioryczne, ale właśnie tu można by było omówić tą różnicę. Ty podchodzisz do tego jak do świata ideii, które byłyby realne, istniejące niezależnie od wszystkiego. Dla mnie są to abstrakcje posiadające jedynie wartość utylitarną. Tak czy inaczej jedynym medium tej płaszczyzny jest Twój umysł. Ty o nim mówisz tak jakby miał jakąś wrodzą zdolność moralności, a przecież tak jak wiemy, że nie każda osoba jest zdolna do sprawnego logicznego myślenia, tak samo nasza moralność jest kształtowana i urabiana od dziecka przez zespół czynników wrodzonych(ale nieobiektywnych) i zewnętrznych(normatywnych).

Wspomniałeś też o pięknie. Zmysł estetyczny każdy jakiś ma, ale on by działać w pełni to też musi być odpowiednio kształtowany.

To jest właśnie to urabianie plasteliny.

Staram się to jasno tłumaczyć, ale i tak nie mam pewności, czy uda Ci się to załapać. W każdym razie tu trzeba mieć takie zrozumienie, które działa jak przełącznik. Nikt pewnie wie o czym mówię. Bez zrozumienia tego także rozważanie tych spraw społecznych będzie dla Ciebie zabetonowane. Np. by zrozumieć jak teoria gier ma się do społeczeństwa. Itp.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 6 listopada 2015, o 19:11

No i widzisz - moja interpretacja Twoich słów różni się od tego co chciałeś przekazać, bo przekazałeś słowami właśnie to co zinterpretowałem. Trzeba wyrażać się precyzyjniej żeby było wiadomo o co chodzi drugiej osobie, bo ciężko rozmawiać kiedy ciężko jest zrozumieć o co komuś chodzi.

Kolejny raz (bo praktycznie robisz to zawsze) odwołujesz się do jakiegoś głębszego zrozumienia, które nie jest dane zwykłym śmiertelnikom, a nie wymieniasz danych i nie podajesz rozwiązania, czyli jakby "wiem, ale nie powiem", a tak może sobie każdy napisać pod dowolną tezą.

W zasadzie nie podajesz żadnych konkretów. Byłbyś dobrym politykiem :ok

Ok, moralność jest kształtowana przez różne czynniki, ale dorosły człowiek może skonfrontować sobie moralność społeczną z moralnością religijną i innymi podejściami i wybrać sobie swoje wartości i jeśli ma do tego podstawy logiczne i empatyczne, to wychodzą z tego imperatywy. Pewne rzeczy pozostają w teorii relatywne i dopiero rozpatrzenie konkretnej sytuacji wyłania moralne rozwiązanie. W każdym razie do tego mniej więcej sprowadza się mój problem - moja moralność się rozwija i jest inna niż była kilka lat temu. Dzisiejszy problem kiedyś nie wydawał się problemem, bo byłem mniej świadomy. Podobnie jest z pięknem - pewno pojmowanie estetyki się poszerza, ale nadal brzydkie bodźce są dla mnie pięknem i przez to mam właśnie problem. Mam nieodpowiednio ukształtowany zmysł estetyczny i słyszę od specjalistów, że nie da się tego zmienić.

Piękno nie jest czysto subiektywne, bo rządzą nim pewne reguły (intersubiektywne postrzeganie) i podobnie jest z moralnością. Można wszędzie zrobić takie wskaźniki i mierzyć ludzi przez odpowiednią skalę, np posługiwanie się logiką 56%, empatia 76%, moralne myślenie 90% (wskaźniki jakiejś laski). Jakiś koleś może mieć np empatię 10%, logikę 90% i moralne myślenie 70% Z tych czynników wychodzi wskaźnik moralności, np tej lasce wyjdzie wskaźnik ograniczony kiepską logiką, a u tego kolesia ogranicza brak empatii. Oczywiście mierzyłby to wszystko jedynie Bóg, bo ludzka miara zawsze jest subiektywna, więc to o czym napisałem to tylko eksperyment myślowy. W grę wchodzi jeszcze wychowanie i wierzenia, ale tak naprawdę chodzi tutaj o coś co można zobiektywizować, mimo że de facto nie możemy mierzyć obiektywnie. Można jednak umysłem dojść do tego co dla nas samych jest ważne, jak powinniśmy postępować żeby móc cieszyć się zdrową samooceną i być rozwiniętym duchowo.

Inny eksperyment myślowy: wyobraź sobie, że za wszystko co robisz spotyka Cię karma adekwatna do tego czynu. Jeżeli za coś złego jest kara, to czasem i tak się to zrobi, ale wiadomo, że to złe. Jeśli za to co chcę i uważam za dobro jest "kara", to jest problem, bo nie może to być dobre, a jest jedynie w sferze marzeń, chęci, uczuć, emocji. Należy dostosować to do dobra. Nie można wszystkiego relatywizować i stwierdzić, że wszyscy są równi.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

nikt
Posty: 368
Rejestracja: 4 marca 2009, o 11:25
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: nikt » 6 listopada 2015, o 19:22

Full Moon pisze:
Nikt pewnie wie o czym mówię. .



Full-wiem :) ,i wyczuwam to tak jak Ty.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 6 listopada 2015, o 20:16

Nikt to moze sprobuj mi to wytlumaczyc bo opisy FM sa malo konkretne, a jak ktos ma inne memy w glowie to skuma tylko matematyczny opis.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

nikt
Posty: 368
Rejestracja: 4 marca 2009, o 11:25
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: nikt » 6 listopada 2015, o 20:53

Kocur pisze:Nikt to moze sprobuj mi to wytlumaczyc ...


za chudy w uszach jestem i nazbyt niecierpliwy :) .
Powodzenia.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Prometeusz » 6 listopada 2015, o 21:01

Kocur, jak masz precyzyjną definicję, ale rozumiesz ją po swojemu, to ja już nic z tym dalej nie zrobię. Mogę stwierdzić jedynie różnicę podlądów tak jak to uczyniłem.

Moim zdaniem jest tu kilka elementów, utrudniających zrozumienie:

1. Brak próby zrozumienia przekazu rozmówcy w sposób w jaki on chciałby aby to było rozumiane. Zamiast tego podstawianie pod terminy własnego zrozumienia i kontynuowanie dyskusji w ten sposób.

2. Brak podstaw, przygotowania, warsztatu umożliwiającego poprawne rozumienie pojęć i spójnego rozważania tych zagadnień.

3. Bardzo dowolna interpretacja tych pojęć i składanie tego w językowe puzzle, ale za tym nic nie idzie, nie ma wyczucia tematu.

4. Zafixowanie na jednej interpretacji i nie dostrzeganie innych alternatywnych możliwości przez to.

5. Brak rozumienia, że żaden opis jeżdżenia na rowerze, nie będzie adekwatny do odczucia-umiejętności jeżdżenia na rowerze, że jest to po za słowami, choć jednocześnie nie ma w tym nic tajemniczego czy niezwykłego.

6. Brak zrozumienia co do znaczenia oderwania się od abstrakcji - w tym wypadku moralności - i tego, że jest to kwestią bardziej umiejętności niż wiedzy.

7. Nie ma równanania matematycznego na pływanie, a nawet jeśli jakiś mocna zakrecony opis powstał, to dalej to nie jest pływanie. Patrzenie się na palec zamiast na księżyc który wskazuje.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 6 listopada 2015, o 23:30

Full Moon pisze:Kocur, jak masz precyzyjną definicję, ale rozumiesz ją po swojemu, to ja już nic z tym dalej nie zrobię. Mogę stwierdzić jedynie różnicę podlądów tak jak to uczyniłem.


Ale nie ma precyzyjnej definicji. Jeśli napiszesz swoimi słowami, zgodnie z zasadami logiki to będzie. Póki co takiej nie przedstawiłeś i nikt się zgadza, bo macie podobne memy. Ja nie mogę się zgodzić lub nie, skoro nie przedstawiłeś tego precyzyjnie.
Full Moon pisze:1. Brak próby zrozumienia przekazu rozmówcy w sposób w jaki on chciałby aby to było rozumiane. Zamiast tego podstawianie pod terminy własnego zrozumienia i kontynuowanie dyskusji w ten sposób.


Ten pkt u mnie brzmi: brak przedstawienia jasnego stanowiska, a w zamian mówienie o tym, że trzeba zrozumieć (tak jakby nie trzeba było tłumaczyć, bo Ty już rozumiesz).

Full Moon pisze:2. Brak podstaw, przygotowania, warsztatu umożliwiającego poprawne rozumienie pojęć i spójnego rozważania tych zagadnień.


Bzdura, bez pokrycia, bez argumentów, dowodów, odrzucamy.

Full Moon pisze:3. Bardzo dowolna interpretacja tych pojęć i składanie tego w językowe puzzle, ale za tym nic nie idzie, nie ma wyczucia tematu.


Gdyż patrz mój pkt 1 - brak definicji i jasnego przedstawienia (swoją drogą też mi się to nie raz zdarzało robić, bo to wbrew pozorom nie jest takie proste).

Full Moon pisze:4. Zafixowanie na jednej interpretacji i nie dostrzeganie innych alternatywnych możliwości przez to.


Za tą interpretacją stoją argumenty, których nie przedstawiłeś co do innych interpretacji.

Full Moon pisze:5. Brak rozumienia, że żaden opis jeżdżenia na rowerze, nie będzie adekwatny do odczucia-umiejętności jeżdżenia na rowerze, że jest to po za słowami, choć jednocześnie nie ma w tym nic tajemniczego czy niezwykłego.


Uważam, że itgewtuoewtueisk;afj;oestujo[e. Skoro ktoś nie rozumie, że itgewtuoewtueisk;afj;oestujo[e, to dlatego, że zrozumienie itgewtuoewtueisk;afj;oestujo[e to nie to samo co praktyka itgewtuoewtueisk;afj;oestujo[e.

Odrzucamy, bo jest to metoda manipulacji (pozycja guru, który nie musi tłumaczyć, bo ON rozumie).

Full Moon pisze:6. Brak zrozumienia co do znaczenia oderwania się od abstrakcji - w tym wypadku moralności - i tego, że jest to kwestią bardziej umiejętności niż wiedzy.


Realne działanie -> realne uczucia. Uczucia są pogrupowane na pozytywne i negatywne. Jeżeli ktoś wywołuje w kimś negatywne uczucia poprzez swoje postępowanie, to jeżeli są one negatywne, to działanie jest niemoralne. Wyjątkiem od tej reguły jest to, że negatywne uczucia mogą być wywołane przez błędną interpretację (np ktoś poczuł się urażony czyimiś słowami, albo zniesmaczony bo ktoś przeklina, to sam jest sobie winny). Na tej podstawie funkcjonują imperatywy moralne. To co wychodzi, że jest niejednoznaczne, to są właśnie sytuacje relatywne, które najlepiej potraktować indywidualnie.

Brak umiejętności - bycie parówką. Trzeba się poduczyć żeby mieć te umiejętności moralne, bo wtedy nie jest się już tylko zwierzęciem, ale staje się kimś więcej (świadomą jednostką).

Full Moon pisze:7. Nie ma równanania matematycznego na pływanie, a nawet jeśli jakiś mocna zakrecony opis powstał, to dalej to nie jest pływanie. Patrzenie się na palec zamiast na księżyc który wskazuje.


Pływanie to pewien algorytm. Podobnie np gra w piłkę, ale nie opiszesz algorytmu na samą grę w piłkę (na jej elementy jak najbardziej). Na tym opierają się np gry komputerowe. Polecam pogadankę z programistą, który ma pojęcie o filozofii, to by Ci może rozjaśnił umysł pod tym względem.

Podsumowując: FM polecam Ci podczas dyskusji postawienie się w sytuacji rozmówcy, przy czym trzeba założyć, że rozmówca nie zna Twoich memów, ale jest na tyle pojętny, że jak wyjaśnisz to zrozumie. Musisz wtedy pomyśleć nad tym czego potrzebuje rozmówca żeby zrozumieć Twój pkt widzenia i przedstawić mu to zaczynając od meta-założeń (podając na nie argumenty lub pytając czy się co do nich zgadzam). Inaczej nikt nigdy z nikim się nie dogada.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1615
Rejestracja: 21 marca 2008, o 15:56
Reputacja: 0
Płeć: M
Kontaktowanie:

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Prometeusz » 7 listopada 2015, o 12:40

Każde meta założenie ma swoje meta założenie. Dyskusja którą Ty podajesz trwała by bez końca i była niesamowicie mętna i wyczerpująca (przy czym sam nie podejmujesz żadnej inicjatywy by ogarnąć temat liczysz na to, że ktoś Ci jak w przedszkolu to wyłoży dużymi literami). Nie nie rozumiesz i nie akceptujesz podstawowych definicji, które są potrzebne do rozumienia tematu, to zwyczajnie to nie jest czas na taką rozmowę. Zacznij od czegoś prostszego niż moralność, której 'nie łapiesz' lub 'łapiesz całkiem' po swojemu. :-)

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 7 listopada 2015, o 15:16

Nieprawda.. Nawet nie próbowałeś jasno napisać. Po raz kolejny zresztą. Jakie są konkrety? Używasz metafor, a nie konkretów, czepiasz się najmniej istotnego elementu definicji, sam OD SIEBIE nic nie napiszesz, tylko musisz coś wkleić. W ten sposób nic nikomu NIGDY nie wytłumaczysz i dogadasz się tylko z osobami, które już teraz mają taki pogląd jak Ty. Bo oczywiście jeśli ktoś myśli inaczej niż Ty to nie rozumie i nie akceptuje podstawowych definicji, a wszystko sprowadza się i tak do tego, że nie trzeba tłumaczyć, tylko zrozumieć. Punktuję to jak mogę, już w zasadzie nie masz jak się wykręcić przed przyznaniem, że nie wyjaśniłeś odpowiednio swojego stanowiska.

Full Moon pisze:Zacznij od czegoś prostszego niż moralność, której 'nie łapiesz' lub 'łapiesz całkiem' po swojemu.


Moralność właśnie na tym polega, że łapie się ją po swojemu, co powoduje, że w wielu kwestiach wyłaniają się moralne imperatywy wspólne dla każdego, uzasadnione logicznie i emocjonalnie.

P.S.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Imperatyw_kategoryczny

Biedny Kant, myślał, że jest filozofem, a on tylko nie rozumie moralności i powinien się zająć czymś prostszym, bo FM tak mówi ;)

Jak wrócę wyjaśnię w takim razie moje stanowisko w taki sposób w jaki powinno się to robić żebyś miał wzór i nie mówił, że każde meta przekonanie ma swoje meta przekonanie, bo to zwyczajna nieprawda :)
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 7 listopada 2015, o 18:40

Garść faktów:
Człowiek to zwierzę powstałe w procesie ewolucji. Świat jest pierwotny względem człowieka. Świat nie został zaprojektowany, człowiek także. Świat wcale nie jest przyjazny człowiekowi, a wręcz przeciwnie. Warunki do życia są tu skrajnie niekorzystne, ale nie na tyle żeby życie się tu nie rozwinęło.

Czyli nie ma jakiejś jednej właściwej ścieżki, która jest dla nas zaprojektowana i pod tym względem idealna moralność nie istnieje i dlatego istnieje tak wiele różnych podejść do tego tematu.

Skąd wzięła się moralność? To pytanie jest tu kluczowe i jest nadrzędne w stosunku do definicji. Pozbądźmy się na moment całej wiedzy jaką mamy. Co nam wtedy zostaje? Jedynie odczucia - własny odbiór świata (quale). Jestem człowiekiem, a moją właściwością jest quale, więc zakładam, że inni ludzie odbierają świat w podobny sposób, czyli odczuwają radość, cierpienie i inne uczucia. Chcę być dobry dla innych, bo zależy mi na tym żeby nikt nie cierpiał (wynika to z empatii, altruizmu). Zależy mi na sobie i wiem, że inni mają podobnie. Wiem jednak, że ludzie się różnią, więc staram się wczuć w punkt widzenia innych za pomocą informacji jakie mam o ludziach (np nie lubię wiśni, ale wiem, że koleżanka je uwielbia więc wybiorę dla niej ciastko z wiśnią, a nie np z ananasem). To jest właśnie podstawa moralności - empatia, altruizm, własne odczuwanie i świadomość, że inni także odczuwają. Jest to podstawa moralności, którą roboczo oznaczę teraz literką X.

Dzięki wiedzy i logice wiem jakie przyczyny powodują określone skutki, które wiążą się z odczuwaniem jakichś emocji. Tu jednak spoczywa element relatywizujący moralność, bo można podważyć dosłownie wszystko, co na najgłębszym poziomie prowadzi do solipsyzmu. Można podważać różne założenia, np to, że inni też mają świadomość (quale), bo nie mamy na to dowodu (nie da się mieć takowego). Można wprowadzać różne założenia lub podważać inne i dlatego moralność różnych grup i ludzi się różni. Ludzie też mają inne quale i inaczej odczuwają, co może mylnie prowadzić do iluzji, że wszystko jest relatywne.

Dobro i zło to konstrukty myślowe, za którymi stoją emocje, uczucia. Zło to uczucia odbierane jako nieprzyjemne, a dobro to uczucia odbierane jako przyjemne - tak jest w największym uproszczeniu, ale np amfetamina jest przyjemna jak się ją wciągnie, a potem jest nieprzyjemny zjazd i skutki uboczne. Należy więc ocenić co jest korzystne i optymalne i wychodzi na to, że skutki uboczne amfetaminy przewyższają przyjemność, więc amfetamina ma ujemną wartość. Jeżeli nasze działania przynoszą więcej cierpienia niż szczęścia, to jesteśmy jednostką minusową (niemoralną) i generujemy zło zamiast dobra. Jest to niekorzystne dla społeczeństwa, dla innych ludzi i dlatego jest niemoralne.

Dlaczego powstają imperatywy? 100 to np 90+10, albo 80+20, albo 99+1 itd. Ludzie myślą na różne sposoby, ale generalnie dochodzą do podobnych wniosków. Tak jest w sytuacjach oczywistych, np niemoralne jest mordowanie dla pieniędzy, kradzieże itd. Są jednak kwestie gdzie powstają dylematy moralne, bo brak nam odpowiednich danych do analizy. Są także takie działania, które powodują i dobro i zło i to też powoduje dylemat. Różni ludzie mogą mieć różne przyjemności, np psychopata czerpie radość z robienia innym krzywdy - tu dochodzimy do kluczowego wniosku głoszonego przeze mnie, a mianowicie:

JEDNOSTKI SZKODLIWE POWINNY BYĆ ELIMINOWANE ZE SPOŁECZEŃSTWA.

Biorąc pod uwagę fakt, że na podstawie moralności kształtuje się samoocena (moralność jako jeden z czynników samooceny, wg mnie kluczowy), należy dążyć do tego żeby każdy mógł być dobry i moralny (bez okłamywania się), a jeśli się tak nie da zrobić, bo ktoś ma całkowicie złe geny, memy i nie da rady tego odmienić, to lepiej dokonać eutanazji.

Sztandarowym przykładem jest mój przypadek: moje szczęście jest ujemne i będzie dopóki nie uda się znaleźć sposobu na zmianę upodobań lub pogodzenie się z samotnością. W takim razie cierpię jako ofiara braku eutanazji. Nie mogę nic zmienić, bo nie ma na to odkrytej metody, a moja ujemna egzystencja przynosi szkody także innym ludziom. W społeczeństwie żyje wiele osób, które nie mogą pogodzić bycia dobrym z dążeniem do szczęścia i przyjemności. Uznanie dobra tych jednostek za ważne wymagałoby doprowadzenia ich jakąś metodą do stanu, w którym mogliby czerpać przyjemność i nie szkodzić innym, a może wręcz działać na ich dobro. Jednak jeśli uznamy, że dobro tych jednostek jest ważne, ale nie wiemy jak zmienić patologie w nich, to przez to dla całej ludzkości jest źle, bo nie wszyscy jadą na tym samym wózku. Większość "złych" jednostek ma to gdzieś, ale są takie, które zdają sobie z tego sprawę (jak np ja, bo miałbym zdrową psychikę gdybym miał zdrowe upodobania).

Nie wytłumaczyłem tego matematycznie i łopatologicznie, ale wszystko jest odpowiednio uzasadnione i jest się do czego odnieść. Jeśli popełniłem jakieś błędy, to jest do czego się odnieść żeby je wytknąć.

Weźmy teraz nasze X, czyli cechy moralne, które ludzie mają na różnym poziomie. Ja mam je na wysokim. Do tego dodajemy Y, czyli świadomość przyczyn i skutków, umiejętność analitycznego myślenia i znajdowania rozwiązań. Do tego dochodzą jeszcze wrodzone cechy i pragnienia, które przeszkadzają lub uniemożliwiają bycie moralnym mimo szczerych chęci (czynnik Z).

Czyli moralność to czynniki X, Y i Z.

W moim przypadku czynniki X i Z składające się na moralność wraz z Y, są przeciwieństwem tego Y. Czyli zamiast móc tak jak normalni ludzie posługiwać się moralnością XYZ, posługuję się moralnością XY, która walczy z Z.

Rozwiązanie tego problemu nie polega na odrzuceniu moralności, bo musiałbym wyciąć całość mózgu, bo cechy X i Y są u mnie bardzo silnie zaakcentowane (i samo w sobie jest to zaletą gdyby nie czynnik Z). Krótko mówiąc mam dużą świadomość moralną i zerową możliwość do życia w zgodzie z tą świadomością.

Życie nie ma wartości samej w sobie (tak jest domyślnie dopóki ktoś nie udowodni, że jest inaczej), a jednostka może ocenić czy życie jej się opłaca czy nie. Śmierć nie jest niczym złym. Odrzucenie moralności żeby nie cierpieć powoduje też zanik sensu pozytywnego dla tych wartości, tzn żebym mógł faktycznie czerpać przyjemność musiałbym czynić dobrze, bo wtedy w mózgu powstaje poczucie sensu. Wylewanie dziecka z kąpielą jest kiepskim pomysłem, a negowanie moralności to bycie niemoralnym i nie ma żadnego usprawiedliwienia na to.

FM opisz swoje pojmowanie moralności w taki sposób jak ja opisałem to jak rozumiem Twoje podejście kilka postów wcześniej. Bo w przypadku Twoich tez nawet nie wiem do czego się odnieść.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Kocur
Posty: 1341
Rejestracja: 20 maja 2014, o 06:51
Reputacja: 0
Płeć: M

Re: Kiedy moralność oznacza ascetyzm...

Postautor: Kocur » 7 listopada 2015, o 19:44

P.S.

Synchroniczność przed chwilą pokazała mi coś ciekawego i ważnego :) Wychodzi na to, że mam analityczny umysł (za bardzo męski) i biorę czynniki, które mam i robię z nich ogólną tezę (od szczegółów do uogólnienia), a Ty masz bardziej kobiecy mózg i próbujesz mnie naprowadzić na jakieś rozwiązanie, którego nie umiesz wytłumaczyć (myślenie syntetyczne) :D Jak kobieta chcesz naprowadzić mnie na znane Twojemu umysłowi rozwiązanie, ale nie mówisz tego wprost, tylko chcesz żebym myślał, że sam na to wpadłem.

Problem w tym, że ja zawsze, ale to ZAWSZE* odrzucam a priori coś co nie zostało dostatecznie wytłumaczone.

* wyjątkiem od tego był mój wcześniejszy błąd myślowy oparty na argumentum ad ignorantiam, który dotyczył pewnych wierzeń, które mają swoje źródło jeszcze w wychowaniu (zryty łeb przez kato). I wtedy mi właśnie FM pomogłeś i od tej pory słowo "zawsze" pasuje.

Sorry za post pod postem, ale nie można już edytować.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.


Wróć do „Świadomość”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 15 gości