Pewno byśmy sobie wcale nie pogadali. Pytanie więc, czy nasza obecna rozmowa jest realna czy jest jedynie iluzją?
Czy jest iluzją... pytanie filozoficzne, każdy ma pewnie swoje zdanie. Jeśli przyjąć, że nadanie formy jest procesem tworzenia iluzji, to tak, jest iluzją. Jeśli przyjąć, że forma jest realna... itd.

To nie sprawia, że są szczęśliwy.
Nie wiem, wydaje się, że jedzenie sprawia ludziom radość. Najedzony = zadowolony. Taka mała biologiczna nagroda. Na pewno jest to jakaś składowa powszechnie rozumianego szczęścia.
Jest to tylko (naturalny) rezultat spełnienia, szczęśliwości oraz panowania nad umysłem a tym samym ciałem i materią.
Generalnie ego by było bardzo szczęśliwe mając kontrolę nad ciałem i materią. Tylko pytanie czy o to w tym wszystkim chodzi?
Co do doświadczania pełni... doświadczamy pełni do momentu, w którym uwierzymy, że jednak nie doświadczamy.
A czy poważnie chorujący mogą być równie szczęśliwi?
Skoro są naprawdę szczęśliwi/spełnieni to dlaczego chorują?
Nurt ezoterycznej duchowości (niech będzie New Age) głosi, że rozwój duchowy powoduje polepszenie warunków życia, ze zdrowiem na czele. Jest to po części prawda, żyjąc wg. zdrowych zasad można podnieść jakość życia, polepszyć samopoczucie itp. Jednak są pewne indywidualne i materialne limity. Tak jak oświecenie nie sprawi, że człowiek będzie w stanie pobiec szybciej od Usain`a Bolta, stanie się nieśmiertelny, odrośnie mu kończyna czy przekroczy pewne genetyczne choroby.
Takie przekonanie "mogę wszystko, jak tylko się oświecę" wzięło się właśnie z błędnie interpretowanych słów mistrzów (gdzieś tam wyżej wspomniałem). Są to wyobrażenia o wszechwiedzy, niewyobrażalnej mocy, nieśmiertelności, dosłownej boskości, w których więcej jest ego niż faktycznego zrozumienia. A niewygodne pytania typu: dlaczego Budda umarł, Osho został otruty, Jezusa zabili, Maharishi miał raka - są tłumaczone często niespójnymi odpowiedziami.
Choroba ciała jest częścią transformacji energii, wynikiem przyczynowo-skutkowego ruchu, na który wpływają najróżniejsze czynniki, zdarzenia i uwarunkowania (np. społeczne, kulturowe, genetyczne). Można te czynniki zmieniać jednak do pewnego stopnia, często wystarczająco by żyć zdrowo i długo. I jeśli to jest postawiony przez człowieka warunek szczęścia - to będzie warunkowo szczęśliwy.
Jeśli dziecko urodzi się chore, to czy eliminuje to jego szansę na prawdziwe szczęście? Jeśli bóg stworzyłby takie zależności... to byłby wyjątkowo niesprawiedliwym bogiem. ;)
Szczęście nie ma takich warunków.
W szczęśliwości chodzi o co innego. W momencie kiedy świadomość wyjdzie ponad umysł, przestanie się utożsamiać z obrazem Ja. Zobaczy, że jest wszystkim, jednością, nie ma pojęcia oddzielenia, śmierci, choroby, jakiegokolwiek ograniczenia. Jest to realna wewnętrzna wolność, niezależna od warunków zewnętrznych. I jeśli nawet ruch przyczynowo skutkowy sprawi, że to ciało umrze (prędzej czy później), nie ma to znaczenia - dla świadomości ponad umysłem ciało nigdy się nie narodziło, nigdy nie umarło. "Prawdziwy Ty" to wszechistnienie.

"Nie ma większej tajemnicy niż ta, że my, będąc Rzeczywistością, dążymy do osiągnięcia Rzeczywistości." - R.Maharishi
www.RozwojDuchowy.net